sobota, 27 września 2014

Rozdział 11

   Budzą mnie promienie słońca przedostające się przez moje okno. Zerkam na zegarek. Jest już po dziesiątej, ale zdecydowanie potrzebowałam tak długiego snu, ponieważ przez cały Tydzień Przetrwania łatwo mi się nie zasypiało. Dużo myślałam i zastanawiałam się co przyniesie kolejny dzień. Szczerze teraz też rozmyślam o tym jak będą wyglądać najbliższe trzy tygodnie, które muszę niestety spędzić z Zackiem. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie wyglądać tak koszmarnie jak przypuszczam. Może się zmieni? Może będzie milszy? Bardzo bym chciała. Inaczej nie wytrzymam z nim tego czasu.
   Leniwie podnoszę się z łóżka i udaję do łazienki, gdzie załatwiam poranne sprawy. Następnie podchodzę do szafy i wyjmuję z niej ubrania na dzisiaj - różowy sweterek i jasne jeansy. Na stopy nakładam białe adidasy i podchodzę do lustra, aby rozczesać włosy. Kiedy jestem już gotowa, opuszczam pokój, kierując się do jadalni.
   Na miejscu rozglądam się za znajomymi twarzami i zauważam Martina. Uśmiecham się pod nosem i podchodzę do chłopaka. Zatrzymuję się parę metrów przed nim i biorę głęboki oddech. Muszę go przeprosić za wczoraj. Nie byłam dla niego za miła. Dla Brooklyn też, ale jej tutaj nie widzę, więc przeproszę ją od razu, kiedy ją ujrzę. Wypuszczam powietrze i podchodzę do blondyna. Szturcham jego ramię, a wtedy on odwraca głowę w moją stronę. Posyłam mu słaby uśmiech i łapię się za kark. Rzadko przyznaję się do winy i kogoś przepraszam. Zazwyczaj uważam, że to ja mam rację itd. Oczywiście zdarzają się takie dni jak dzisiaj, że rozumiem swoje błędy i przepraszam za swoje naganne zachowanie, a trzeba przyznać, że ostro potraktowałam przyjaciół. Teraz już do mnie dotarło, że na pewno się starali i nie chcieli śmierci Zoey.
- Timido... Ja... - jąkam się trochę. Zawsze tak robię, kiedy się denerwuję. - Przepraszam - wyrzucam z siebie.
- Fortis nie masz za co - broni mnie.
- Nieprawda. Oskarżyłam was, że nawet nie staraliście się jej pomóc. Na pewno tak nie było. Nie chcieliście jej śmierci. Przepraszam. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Wtedy po prostu byłam zła, że jej z nami nie ma. Byłam roztrzęsiona, ciężko było mi przyjąć do świadomości, że już jej nigdy nie zobaczę. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam - drapię się po karku, a Martin uśmiecha się delikatnie.
- Ja też cię przepraszam za to, że jednak nie udało nam się jej uratować - chłopak kładzie palec na moich ustach, kiedy chcę mu przerwać. - Nie mów, że nie mam za co przepraszać. To moja decyzja i ja uważam, że to jest dobry powód - uśmiechamy się do siebie i zajmuję miejsce obok blondyna, zaczynając szykować sobie posiłek i rozmawiając o zawodach na Najlepszego Walecznego.
    Kiedy już mamy opuszczać jadalnie zauważam Brooklyn i Shane'a. Bez zastanowienia biegnę do dziewczyny i się na nią rzucam, przepraszając za swoje wczorajsze zachowanie. Brunetka również mnie przeprasza i w ciągu kilku sekund jesteśmy zadowolone, a miny naszych towarzyszy są lekko zaskoczone i widać w nich niezrozumienie. Bardziej jednak ukazuje się to u Shane'a. Martin jest bardziej zdziwiony tym, że właśnie tak siebie przeprosiłyśmy, a nie po prostu załatwiłyśmy to tak jak zrobiłam to z nim. Cóż... Stęskniłam się za Brooklyn. Bardzo mi jej brakowało. Jest dla mnie jak siostra.
   ***
   Zbliża się godzina siedemnasta co oznacza, że muszę się zbierać na spotkanie na sali ćwiczeń, gdzie ogłoszone będzie kto jest naszym mentorem oraz jak wyglądają plany na te trzy tygodnie. Może dowiemy się już czegoś o czekającym nas pasowaniu. Mam nadzieję, że szybko to minie, ponieważ nie lubię tego typu uroczystości. Zawsze się na nich nudzę. Wolę jakieś zawody. Wtedy coś się dzieje, szaleje, ryzykuje, a na takich uroczystościach siedzi się i słucha osób przemawiających. Nie cierpię tego. 
    W sali ćwiczeń znajduje się już parę osób, m.in. Shane, Brooklyn, Martin do których podchodzę, ale również Annie, Michael i oczywiście Zack. Zauważam też paru nieznanych mi dotąd osób. Pewnie niedługo dowiem się kim są. 
    Po paru minutach w sali ćwiczeń znajdują się wszyscy, razem z prezydentem. Zapada cisza i wtedy rozbrzmiewa głos pana Bonum:
- Moi drodzy. Spotkaliśmy się tutaj, abyście mogli się dowiedzieć kto jest waszym mentorem na najbliższe trzy tygodnie. Będą oni was przygotowywać do zawodów na Najlepszego Walecznego. Podam wam też parę informacji na temat zbliżającego się pasowania - uśmiecha się przyjaźnie. - Zacznijmy. Jeśli wasze imię zostanie wyczytane macie podjeść do wyznaczonego wam mentora. Louise. Tobą zajmie się Zack - wskazuje na Mulata. Spoglądam na niego niechętnie, a ten oblizuje wargi, sprawiając, że wygląda całkiem atrakcyjnie. Pamiętaj jaki on jest - mówi moja podświadomość i wtedy przestaję myśleć czy jest wart większej uwagi. Oczywiście nie, ponieważ jest złym człowiekiem. Niepewnym krokiem podchodzę do niego, a kiedy już przy nim jestem ten przyciąga mnie do siebie, sprawiając, że o mało co się nie przewracam. Spoglądam na niego wrogo i strzepuję jego dłoń ze swojego biodra, na co chłopak tylko chichocze. 
    Wracam wzrokiem na prezydenta i przysłuchuję się komu przypisane są pozostałe osoby. Emmą zajmuje się Russel, chłopak o blond włosach, który trochę mi przypomina Ryana. Mentorem Brooklyn oczywiście jest Shane. Michael jest podopiecznym bardzo ładnej dziewczyny imieniem Lindsay. Zazdroszczę jej pięknych, długich, kasztanowych, falowanych włosów. Jest też śliczna z twarzy. Chciałabym tak wyglądać. Angeline pod swoje skrzydła wzięła Martina. Annie zajmie się Bradley, który nie wygląda na zadowolonego z tego powodu. 
    Kiedy każdy z nas stoi przy swoim mentorze, prezydent kontynuuje przemowę:
- Wyznaczeni wam mentorzy mają za zadanie przygotować was do zawodów. Oni ustalają godziny waszych ćwiczeń, więc wszelkie pytania proszę kierować właśnie do nich - rozgląda się po sali. - A wasze pasowanie odbędzie się w piątek, czyli za pięć dni. Chyba nie muszę przypominać, że należy ubrać się elegancko - posyła surowe spojrzenie w moją stronę. Marszczę brwi, ale przypominam sobie, że zaraz za mną stoi Zack, więc zapewne te słowa akcentuje właśnie dla niego. Szczerze... nigdy nie widziałam, aby Mulat ubierał się inaczej niż wyblakłe, czarne i dziurawe spodnie oraz biały lub ciemny podkoszulek i skórzana kurtka. Wydaje się to być dla mnie normalne jeśli chodzi o tego chłopaka. Nie przykłada wagi do swojego wyglądu, ale mimo to zawsze wygląda seksownie. - Pasowanie rozpocznie się o osiemnastej, ale was prosiłbym, abyście pojawili się w odpowiedniej sali godzinę wcześniej. Na dzisiaj wszystko. Teraz macie czas, aby zintegrować się ze swoimi mentorami.
    Ostatnie słowa sprawiają, że sztywnieję. Znam Zacka bardzo dobrze. Nie potrzebna mi integracja z nim. Nie muszę, nie chcę z nim rozmawiać. Tym bardziej sam na sam. Kto wie co może mi zrobić jak będziemy gdzieś sami, bez świadków? Spokojnie Lou. Dasz sobie radę. To tylko niesamowity dupek Seul. Tak. Moja podświadomość ma rację. Nie powinnam się tym tak przejmować.
- Nie pozbędziesz się mnie dzisiaj tak szybko - słyszę chrypkę Mulata. Jego ciepły oddech oplata moją szyję, a jedna z jego dłoni trzyma mnie za nadgarstek, paraliżując całe ciało. Nie wiem czemu tak reaguję na jego dotyk, ale wiem, że muszę jak najszybciej to zwalczyć.
     Fukam coś pod nosem i odwracam się do chłopaka, udając obojętną. Krzyżuję ręce na piersi i patrzę na niego wyczekująco, kiedy pozostali nas wymijają, aby zacząć się ze sobą integrować. 
- Gdzie chcesz iść? - Pyta. Och, jaki dżentelmen. Chociaż tyle dobrego. Spodziewałam się, że raczej zabierze mnie gdzieś, nie pytając o zdanie.
    Chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią i nagle zapala się lampka w mojej głowie. Wczoraj było tak uroczo na tym dachu. Czemu by tego nie powtórzyć? Informuję chłopaka, że właśnie tam chciałabym spędzić czas, który mamy poświęcić na lepsze poznanie się. Mulat kiwa wyrozumiale głową i trzymając mnie za nadgarstek kieruje nas na dach w ciszy.
    Kiedy zamykamy za sobą drzwi czuję zimne powietrze i delikatnie przymykam oczy, ale nagle mój spokój mija, ponieważ silne dłonie Mulata przyciągają mnie do siebie i trzymają w szczelnym uścisku. Z początku jestem lekko zaskoczona jego działaniami, ale przecież to Zack. Czego mogłam się spodziewać?
    Ciemnooki trzyma swoje dłonie na moich plecach i sprawia, że granica między naszymi ciałami jest praktycznie niewidoczna. Według mnie jesteśmy za blisko siebie. To nie jest dla mnie komfortowe. Moja twarz prawie znajduje się na torsie chłopaka. Niepewnie unoszę głowę, aby spojrzeć na Mulata, który mimo tego jak zawsze mnie denerwuje, sprawia, że jest mi nieco cieplej, a trzeba przyznać, że na dworze jest chłodno. Chociaż tyle pożytku z naszej niekomfortowej bliskości.
- Lou... - zaczyna pociągającym głosem, na co delikatnie przymykam oczy, ale szybko uświadamiam sobie, że daję mu satysfakcję takim zachowaniem więc je otwieram i próbuję patrzeć na niego jak najbardziej obojętnie. - Jesteś zadowolona - przykłada usta do mojego ucha, przez co moje ciało drży - że jestem twoim mentorem?
    Nie odpowiadam mu od razu, ponieważ muszę się uspokoić. On doskonale wie, jak ze mną grać, co mnie rozprasza. Znaczy to nigdy nie działo u innych. On doskonale zdaje sobie sprawę jak na mnie działa, wie, że trochę mi się podoba, ale jednego nie jest świadom. Ja nie mam zamiaru kiedykolwiek z nim być.
    Kiedy mój oddech się uspokaja, odpowiadam oschle:
- Nie.
- Nie? - Pyta lekko zawiedziony.
- A czemu miałabym być zadowolona, że spędzę trzy tygodnie z osobą, na którą nie mogę patrzeć? - Spoglądam na niego z obrzydzeniem. Przynajmniej próbuję...
- A jednak nadal jesteś w moich objęciach.
- Jest zimno? - Próbuję się wybronić. Ale ma rację. Przyjemnie stoi mi się w jego objęciach. Cholera.
- Jak byś naprawdę nie mogła na mnie patrzeć i nie mała najmniejszej ochoty na przebywanie przy mnie tak blisko jak jesteśmy teraz chłód by ci nie przeszkadzał - zauważa. Punkt dla niego. Marszczę nos z niezadowolenia. - Ha! Mam rację - uśmiecha się chytrze, a ja posyłam mu wrogie spojrzenie.
- Daj spokój - prycham i odpycham Mulata, na co ten wydaje z siebie jęk niezadowolenia. Zdobywam punkt? - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - informuję, kierując się na krawężnik.
- Przykre, bo właśnie teraz powinniśmy to robić. Nie przestrzegasz zasad.
- Ja zawsze robię to na co mam ochotę. Zasady mało mnie obchodzą.
- To coś nas łączy - chichocze, siadając obok mnie.
- Niestety - wzdycham.
   Zapada niezręczna cisza. Dziwnie się czuję. Wiatr wieje, sprawiając, że jest mi zimniej. Pocieram o siebie dłońmi, aby było mi cieplej, ale to nie daje efektów. Zack to zauważa i próbuje mnie objąć, ale go odpycham. Trochę za mocno, ponieważ po chwili chwytam go, aby nie spadł z dachu. Serce zaczyna mi bić dwa razy szybciej, a mój oddech staje się nierówny. Bałam się, że nie uda mi się go złapać i jednak spadnie. Nie wybaczyłabym sobie tego.
- Oszalałaś?! - Oburza się.
- Nie chciałam - szybko się bronię, puszczając go, kiedy jestem pewna, że już nie spadnie.
- Jasne. Marzysz o tym - prycha.
- Nieprawda - mówię niezadowolona.
- To w końcu mnie lubisz czy nie? - Wygląda na ciekawego.
- Czyli jak cię nie lubię to mam marzyć o twojej śmierci? Zack, to tak nie działa - kręcę głową, wracając wzrokiem na Nowy Jork.
   Znowu zapada cisza. Nagle czuję na swoim policzku dłoń Mulata. Z początku chcę ją strzepnąć, ale coś mnie powstrzymuje. Chłopak delikatnie nakierowuje moją twarz w swoją stronę i teraz moje tęczówki lądują na jego. Są takie ciemne, piękne, tajemnicze. W tym momencie uświadamiam sobie, jak bardzo mi się one podobają. 
    Kciuk Zacka gładzi mój policzek. Przejeżdża nim również po mojej bliźnie na co się wzdrygam, ale mój wzrok nadal tkwi w jego cudownych, czekoladowych oczach, które skanują moją twarz. 
    Chłopak się do mnie przybliża i nachyla się. Chciałabym go odepchnąć, ale nadal jakaś siła mi na to nie pozwala. Przez chwilę myślę, że chce mnie pocałować w usta, ale jednak się mylę. Na szczęście. Jego miękkie wargi lądują na mojej bliźnie i ją nawilżają. Nie wiem jak, ale to sprawia, że czuję się niesamowicie i zapominam kompletnie o tym, gdzie znajdujemy się w tej chwili. Jestem tylko ja i Zack. Przez całe moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Nawet nie zauważam, kiedy moje wargi się rozchylają, co sprawia, że słychać mój nierówny oddech, spowodowany działaniami Mulata.
    Po chwili jego wargi opuszczają mój policzek. Ciemnooki się odsuwa. Jego tęczówki nadal tkwią w moich i zauważam, że na jego twarzy pojawia się triumfalny uśmiech. Cholera. Daję mu satysfakcję tym, że nic nie mówię tylko jestem wpatrzona w niego jak w obrazek. Ale cóż poradzić? Lekko zaskoczyło mnie jego zachowanie i jednocześnie sprawiło, że poczułam się wyjątkowo w jakiś dziwny sposób. Nawet jest mi cieplej. Nie. Ja nie mogę się w nim zakochać. Nie mogę być znowu zraniona.
    Kręcę głową, uciekając wzrokiem od Mulata, czego efektem jest jego śmiech. Niespodziewanie jego dłoń ląduje na moim udzie, które zaczyna masować, a ja podskakuję na ponowy kontakt z jego skórą. Przybliża swoje usta do mojego ucha i szepcze:
- Wiem, że ci się podobam - mówi z satysfakcją w głosie i ponownie się ode mnie oddala.
- Przestań - odpowiadam cicho. - Nigdy nie będziemy razem - mówię z lekkim smutkiem.
- Nigdy nie mów nigdy.
- Zack. Proszę - mówię surowiej.
- Dobrze, Lou. Najwidoczniej masz mnie dość na dziś...
- Nieprawda - odwracam głowę w jego stronę i zauważam na jego twarzy zaskoczenie. - Kontynuuj - poganiam go.
- Jak chcesz to możesz już wracać do pokoju - dokańcza lekko zdezorientowany. - Jutro zaczniemy trening o dziewiątej.
- Dobrze - kiwam głową i podnoszę się ze swojego miejsca, aby udać się do ciepłego pomieszczenia. Ponownie zrobiło mi się zimno, a przecież nie poproszę Mulata, aby mnie objął, bo by sobie pomyślał, że ma jakiekolwiek szanse. Nie mam zamiaru ranić kolejnej osoby. Wystarczy, że zrobiłam to Martinowi i teraz robię to sobie. 
    Przy drzwiach odwracam się, aby spojrzeć na ciemnookiego, który patrzy na mnie z zaciekawieniem.
- Do jutra, Zack - mówię niepewnie.
- Tak, tak - kręci głową. - Do jutra, Louise.
    Proszę. Powiedz moje imię drugi raz. Co? Nie. Nie. Cholera. Co to jest? Nie. To moje imię wypowiedziane przez zwykłego dupka, który dzisiaj jest wyjątkowo miły. Chociaż muszę przyznać, że w jego wydaniu moje imię brzmi pięknie... 
    Zamykam za sobą drzwi i powoli kieruję się do pokoju, pozbywając jakichkolwiek myśli związanych z Zackiem. Na korytarzu wpadam na Martina. Uśmiechamy się do siebie i blondyn zaprasza mnie do swojego pokoju, gdzie możemy spokojnie porozmawiać. Informujemy siebie nawzajem o swoich integracjach. Timido jest lekko zaskoczony zachowaniem Mulata, ale cały czas powtarza, że mi współczuje, że to właśnie ON jest moim mentorem, a ja już sama nie wiem co myśleć.
---
Wracam! Rozdział nie jest jakiś specjalny. Zwykły i raczej nic się w nim nie dzieje... Jednak mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.
Nie wiem kiedy następny. Wszystko zależy od komentarzy, wyświetleń, motywacji, chęci, pomysłów i wolnego czasu. :))
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx

6 komentarzy:

  1. Fajne, ale nadal mimo że to niesamowicie przystojny Zayn, który jest Zackiem to i tak go nie lubię. A Lou jest głupia. Niech się dziewczyna zdecyduje bo ja na miejscu Zacka bym się załamała psychicznie od takiej baby. Dobranoc xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny :) Czekam na next :) Pozdrawiam ! Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam pipko. :D Cóż, czytałem na raty i próbowałem nakłonić kota, żeby złapał natrętnego komara i muchę, ale jakiś śpiący się. Zawsze lubił polować na owady. ;_: Cóż. Teraz chowa się pod kocem. No dobra. Co do rodziału to jest świetny. Lindsay Strilling ma fajne włosy, ale cóż. Pomylunka ma trochę racji. Ale Lou jest fajna. Tylko nie chce z nim być chociaż go kocha. Powinni się pieprzyć na tym dachu! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech Louise będzie twarda i się tak nie daje! Widzę, że zakochuje się w nim coraz bardziej, ale nie może po prostu ulec namiętnosciom. Jak już wcześniej pisałam, niech najpierw ona mu da do zrozumienia, że nie będzie z takim człowiekiem, jakim był Zack kiedyś i niech to będzie impulsem dla chłopaka do zmian. A jak już będzie się zmieniał, to może Luise pokazywać bardziej sympatię do niego. Taka jest moja opinia :D Żadnej lekkomyślności, Luise :D
    Ogólnie było spoko. Fakt, może nie było szybkiej akcji, ale podobało mi się. Chwila wytchnienia po Turnieju powinna być ;)
    Pozdrawiam. Życzę dużo weny w pisaniu następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział okay ;)
    Nienawidzę Zacka :/ wrrr... Strasznie wkurza mnie jego zachowanie i zachowanie Louise wobec niego. Powinna mu się postawić,a nie pozwalać na takie rzeczy.
    No to tyle co mam do powiedzenia. Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział ładnie napisany, choć wydaje mi się, że relacje między Zackiem i Lou za szybko się rozwinęły. Zgadzam się też z wypowiedzią Betty Gilbert.
    Oprócz tego coraz lepiej ci idzie opisywanie wewnętrznych rozterek bohaterów, co ja akurat lubię najbardziej!
    theyarechosen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń