sobota, 4 października 2014

Rozdział 12

| stołówka |
~Louise~

   Siedzę przy stole razem z Martinem, Brooklyn, Shanem i Angeline. Rozmawiamy na różne tematy, które są mało istotne. Żartujemy sobie i jest nam dobrze we własnym towarzystwie. Zerkam na zegar wiszący nad wyjściem ze stołówki. Jest już za dwadzieścia dziewiąta. Żegnam się z przyjaciółmi i kieruję do pokoju, aby się przebrać.
    Zamykam za sobą drzwi i podchodzę do szafy, w której szukam jakiś dresów. Wyciągam z niej szare, luźne spodnie, czarny sportowy stanik i niebieską bluzę. Nakładam te rzeczy na siebie i związuję włosy. Kiedy jestem gotowa opuszczam pokój, kierując się na salę ćwiczeń, gdzie umówiliśmy się z Zackiem na dzisiejszy trening. 

| sala ćwiczeń |

   Na miejscu zauważam paru znajomych, którzy wraz ze swoimi mentorami zaczynają treningi. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu Mulata, ale nigdzie go nie zauważam. Jednak po chwili czuję, jak ktoś mnie obejmuje, a jego ciepły oddech oplata moją szyję. Następnie słyszę jego chrypkę przy swoim uchu:
- Stęskniłaś się? - Chichocze, przygryzając płatek mojego ucha. 
   Na te wszystkie czynniki przez moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Wypuszczam powoli powietrze i strzepuję z siebie dłonie ciemnookiego. Odwracam się do niego i przybieram najpoważniejszą minę. Może nawet lekko zirytowaną. Nie podoba mi się jego przywitanie. Krzyżuję ręce na piersi i patrzę na niego obojętnie, mimo, że jakaś część mnie chciała by się do niego przytulić.
- Cześć, Zack.
   Chłopak śmieje się na moje chłodne powitanie, po czym zaczyna mnie lustrować.
- Ugotujesz się w tym - wskazuje na mój ubiór.
- Inaczej przy tobie nie należy się ubrać - uśmiecham się niemiło.
- Zabawne - mówi z ironią. - Ale ja mówiłem szczerze. Chodź - obejmuje mnie ramieniem i kieruje na ring.
   Ach. Tak. Ma rację. Ugotuję się w tym, ale nie wyobrażam sobie być inaczej ubraną w jego obecności. On mnie pochłania wzrokiem nawet teraz, kiedy praktycznie nic nie odkrywam. Kręcę głową z niedowierzaniem, a Mulat tylko przygryza dolną wargę. 
   Ustawiamy się na ringu i zaczynamy naszą walkę. Z początku krążymy wokół siebie, czekając na ruch przeciwnika. Jednak przez dłuższą chwilę żadne z nas nie zadaje ciosu jako pierwszym, więc postanawiam zrobić to ja. Uderzam go w ramię, ale chłopak na to nie reaguje. Zupełnie jakby to go w ogóle nie zabolało. Wreszcie jakiś przeciwnik godny mnie - mówi moja podświadomość, a ja niestety muszę się z nią zgodzić. Nawet Michael po takim uderzeniu ukazywał ból. Po twarzy Zacka nie widać wzruszenia moim uderzeniem.
    Chłopak wymierza mi cios w brzuch, na co się zwijam z bólu. Podchodzi do mnie i uderza mnie w ramię. Och. Podoba mu się pokonywanie mnie? Postanawiam udawać, że nadal bardzo bolą mnie miejsca, w które zadał mi cios i kiedy jest już dość blisko i nie zamierza mnie atakować szybko uderzam go w brzuch i parę razy w ramię. W pewnym momencie ten chwyta mnie za rękę i mi ją wykręca. Syczę z bólu i uderzam go w czuły punkt. Do moich uszu dobiega szept "To nie fair". Uśmiecham się pod nosem i powalam przeciwnika na ziemię ciężko dysząc. 
    Naprawdę jest mi gorąco w tym stroju. Chyba jednak będę musiała się pozbyć tej bluzy i niestety ukazać się chłopakowi w sportowym staniku. A tak bardzo chciałam tego uniknąć.
    Ciemnooki zarządza przerwę, chwaląc moje wyczyny i wtedy podchodzę do kosza z butelkami wody. Wyjmuję jedną i upijam duży łyk. Następnie ją odkładam i ściągam z siebie bluzę. Słyszę pogwizdywanie Zacka, więc odwracam głowę w jego stronę. Ten klaszcze w dłonie i kręci głową z niedowierzaniem.
- Dalej skarbie - puszcza do mnie oko, a ja irytuję się na jego słowa. 
    Widzę ten jego bezczelny uśmieszek. Czuję to jak mnie rozbiera wzrokiem. Wiem, że już o mnie sobie fantazjuje i gdyby tylko tu nie było ludzi dawno próbowałby się do mnie dobrać. 
    Czuję jak buzują we mnie emocję. Z wściekłością wymalowaną na twarzy podchodzę do chłopaka, który upija łyk wody. Kiedy już się przy nim znajduję uśmiecha się, lustrując mnie i "przypadkowo" zatrzymując wzrok na moim biuście.
- Wybacz skarbie. Musiałem ochłonąć - unosi buteleczkę z wodą.
- Nie mów tak na mnie! - Krzyczę. - Nie jestem żadnym twoim skarbem!
- Myślałem, że każda dziewczyna o tym marzy - unosi brew, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. Szybko ją strzepuję.
- Zachowuj się idioto! - Krzyczę, uderzając go z pięści w twarz. - Trochę szacunku! 
    Chłopak patrzy na mnie lekko zdezorientowany.
- Nie będę twoją kolejną zabawką!
- Wyluzuj kotek - próbuje mnie uspokoić, gładząc mój policzek, ale tymi słowami powoduje, że znowu dostaje w twarz. Trochę mocniej. Nie wiem czy nie za mocno, bo się przewraca. Szczerze sama nie spodziewałam się takiego efektu.
- Ty chuju! - Krzyczę. - Nie dotykaj mnie, rozumiesz?! - Kopię go w brzuch. To już wybuch emocji. Normalnie nie pobiłam bym go za to.
    Nagle czuję jak ktoś chwyta mnie za ramiona. Próbuję się wyszarpać z uścisku i dopiero po chwili dociera do mnie kto to jest.
- Lou, uspokój się. Wystarczająco mu już przywaliłaś - zauważa Shane, odciągając mnie od Mulata.
   Wyrównuję oddech. Shane odprowadza mnie na ławkę i podaję wodę, mówiąc, abym doszła do siebie. Następnie kieruje się do Zacka, pomagając mu wstać. Widzę jak krzywo się do niego uśmiecha i po chwili opuszczają wspólnie salę. 
    Nagle obok siebie zauważam Brooklyn, która kładzie dłoń na moim kolanie. Lekko podskakuję na jej dotyk, sama nie rozumiejąc dlaczego. Chyba po porostu jestem teraz na to wyczulona. Mulat zdecydowanie za często mnie dotykał.
- Co on takiego zrobił? - Pyta cicho moja przyjaciółka.
- Był dupkiem jak zwykle - prycham.
- Ale zazwyczaj go nie bijesz.
- Ja już nie wytrzymałam! Gdyby Shane mówił tobie takie rzeczy jak Zack mi też byś go zbiła! - Wybucham, wymachując rękoma. - On jest nie do wytrzymania! Jeszcze jak wczoraj dało się z nim swobodnie porozmawiać tak dzisiaj miałam go dość! - Chowam twarz w dłoniach.
- Lou, spokojnie - przyjaciółka głaszcze mnie po plecach, sprawiając, że trochę wyrównuję swój oddech.
    Unoszę głowę, aby na nią spojrzeć i się do niej przytulam.
- Dasz radę - mówi. - Jesteś odważna. A jak chcesz to możesz spróbować zmienić mentora. Myślę, że prezydent to zrozumie.
    Czy już mówiłam jak bardzo kocham swoją przyjaciółkę? Nigdy bym o tym nie pomyślała, a jej pomysł wydaje się być całkiem dobrym. Tylko czy prezydent na pewno zgodzi się na coś takiego? Co jak mi nie uwierzy?
    Z moich myśli wypędza mnie głos Shane'a.
- Woah. Lou. Nieźle go zbiłaś - śmieje się mój przyjaciel. - Leży teraz w punkcie medycznym.
- Co? - Robię wielkie oczy i podnoszę się z miejsca.
   Owszem. Zdenerwował mnie, ale nie chciałam, aby przeze mnie leżał w punkcie medycznym. 
- Nos mu krwawił i ma siniaki na brzuchu - informuje.
- Cholera - wyjękuję pod nosem.
- Nagle ci go żal? - Pyta zdziwiona Brook.
- Nie - odpowiadam od razu, a po chwili dodaję ciszej. - Znaczy... Chyba nie.
   Shane i Brook zostawiają mnie samą, aby kontynuować trening. Stoję chwilę w miejscu, zastanawiając się co teraz zrobić. Powinnam go przeprosić. Nie zasłużył na to. Sama siebie nie rozumiem czemu dokładnie go pobiłam. Zawsze się tak zachowywał. 
   Biorę butelkę z wodą i opuszczam salę ćwiczeń.

| punkt medyczny |
~Zack~
    Leżę na łóżku trochę obolały. Dziewczyna nieźle mi przywaliła. Nie tylko teraz, rozwalając mi nos, ale również podczas naszej walki. Starałem się skrywać ból, co chyba mi wychodziło, bo zaskoczenie na jej twarzy było nie do zapomnienia. Była pewna, że od razu da mi radę, jak ze swoimi pozostałymi przeciwnikami, a tu nagle ktoś, kogo nie jest tak łatwo powalić. Widziałem, że była zadowolona z tego, że ze mną będzie ciężej. To dziewczyna, która lubi wyzwania. Nie ukryje tego przede mną. Ja też lubię powalczyć. A walka o Louise będzie ostra. Ta blondynka jest nie do przewidzenia. Kompletnie nie spodziewałem się tego, że mnie uderzy. Już niejeden raz odzywałem się do niej w taki sposób, a tym razem bardzo jej to przeszkadzało. Może dlatego, że po jej powrocie z Tygodnia Przetrwania udawałem takiego miłego, bardzo przejmującego się nią chłopaka? Chociaż szczerze... To jestem ciekawy kto ją tak urządził. Jaki chuj pociął jej piękną twarz. To na pewno nie byli symulowani żołnierze. Kiedy dowiem się kto był sprawcą, kto próbował ją skrzywdzić zemszczę się na nim. Nie wiem jakie emocje teraz mną kierują.
    Nagle słyszę huk otwierających się drzwi. Odwracam głowę w stronę wejścia, a tam zamiast lekarzy zauważam Lou. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują dziewczyna zwalnia i teraz podchodzi do mnie niepewnie. 
    Nadal jest ubrana w ten seksowny, sportowy stanik. Na jej twarzy widać współczucie. W dłoni trzyma butelkę z wodą.
    Blondyna siada na łóżku obok mojego, spoglądając na swoje ręce.
- Przepraszam - mówi cicho, bawiąc się buteleczką.
- Co? - Udaję, że nie słyszę.
- Przepraszam cię za to, że cię tak urządziłam - mówi pewniej, unosząc głowę i przyglądając mi się.
- Nie jest tak źle - śmieję się, dotykając swojego nosa. Czuję jak leje mi się krew. - Kurwa - przeklinam pod nosem. - Możesz podać... - spoglądam na Lou, aby poprosić ją o wręczenie mi chustki, ale dziewczyna już trzyma ją w rękach.
- Nie ruszaj się - instruuje, a ja chętnie się jej słucham, uśmiechając się łobuzersko. 
    Blondynka nachyla się nade mną, przykładając szmatkę do mojego nosa, aby zatamować krwawienie. Zauważam na jej ciele kropelki potu. Jej klatka piersiowa unosi się i opada, w dziwny sposób sprawiając, że się relaksuję. 
    Przenoszę swój wzrok na twarz dziewczyny i widzę, jak patrzy na mnie z przejęciem.
    Powoli unoszę swoją dłoń i przykładam ją do brzucha blondynki, przyprawiając ją o dreszcze. Widzę, jak kamienieje na mój dotyk.
- Nie wmówisz mi, że ci na mnie nie zależy - szepczę.
   Dziewczyna się ode mnie odsuwa. Odkłada chustkę na szafkę, również kładąc na niej butelkę wody z którą przyszła. Kręci głową, zapominając o mojej obecności i bez słowa opuszcza pomieszczenie.
- Do zobaczenia, Lou - mówię cicho, kiedy blondynki nie ma już w pobliżu.

| korytarz |
~Louise~
    Nie wmówisz mi, że ci na mnie nie zależy.
    Ten dupek nawet nie wiele ile ma racji. Denerwuje mnie. Nawet bardzo, ale prawda jest taka, że ja się nim przejmuję. W ogóle go nie znam. Wiem o nim tyle, co mówią plotki i na podstawie jego zachowania. Nie wiem co przeżył, co lubi czy woli pić kawę czy herbatę o poranku. Najprostszych rzeczy jakie powinno się wiedzieć o drugiej osobie, aby nam na niej zależało. Kompletnie nic, a jednak on mnie obchodzi. 
   Kieruję się korytarzem do swojego pokoju i wtedy wpadam na Martina, który zadaje mnóstwo pytań na temat tego co wydarzyło się dzisiaj na sali ćwiczeń. Wszystko mu opowiadam, a ten mówi mi, że powinnam posłuchać się Brooklyn i spytać się prezydenta czy zmiana mentora jest możliwa. Tylko sama już nie wiem czy tego chcę.
- Może jutro - odciągam przyjaciela od tego pomysłu. - Wiesz. Odwiedziłam go i wyglądał jakby zrozumiał swój błąd - kłamię.
- Jesteś pewna? 
- Jeśli jutro sytuacja się powtórzy tak zrobię - informuję blondyna, poprawiając mu włosy i uśmiechając się do niego.
- Dobrze, Lou. Wiedz, że się o ciebie martwię - przytula się do mnie.
- Wiem - szepczę.

| mój pokój |

   Kiedy zamykam za sobą drzwi osuwam się po nich i chowam twarz w dłoniach. Bez powodu zaczynam płakać. Nie wiem co robić. Jak się zachować. Jeszcze Martin. On nadal się o mnie martwi, patrzy na mnie jak na kogoś więcej niż zwykła przyjaciółka. Czemu to wszystko musi tak wyglądać? Czemu mój przyjaciel jest we mnie zakochany? Czemu musiałam spotkać Zacka i nieplanowanie się w nim zakochać, chociaż starałam się go unikać? Czemu? Może jednak poproszę prezydenta o zmianę mentora, abym zapomniała o Mulacie? Może tak będzie łatwiej?
---
Cały dzień myślałam czy napisać ten rozdział i oto jest. Niby miałam pomysł co ma się wydarzyć, ale nie wiem czy ładnie to ubrałam w słowa. I ta cała scena jak Lou bije Zacka wydaje mi się dziwna, ale tak jakoś chciałam. ;-; 
Przepraszam za słaby rozdział.
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx

8 komentarzy:

  1. Zaaaa krótkii! Co ja mam robić zamiast uczenia się?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Nareszcie Shane powiedział coś do Lou! XD Zack to taka cipa. Nadal go nie lubię. :D Fajna ta scena, gdy ona go tak bije. XD Nie wiem dlaczego. Tak po prostu jest fajna. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wedlug mnie za lekko go obiła :D
    rozdział fajny ale krótki :(
    czekam na nn :* weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się doczekać nn :D duzo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Brawa dla Louise! <3
    Po pierwsze, jestem zadowolona, że Louise ubrała się grubiej na trening z Zackiem, a nie mizdrzyła się przed lustrem szukając ciuchów, które podkreśliły by jej kobiece atuty. Właśnie to lubię w niej: jest bardzo praktyczna i racjonalna. Każda inna juz dawno uległaby Zackowi i chciałaby mu się przypodobać.
    Po drugie: dała mu do zrozumienia, że nie życzy sobie jego aż tak bezpośdrednich odzywek no i że nie będzie dla niego zabawką. Uważam, że dobrze postąpiła uderzając go. Ba, pobijając go! Niech wie, że z Louise nie będzie łatwo. Choć pewnie on już to wie :D
    Ale mi nie byłoby żal Zacka. :D Niech teraz poleży w punkcie medycznym, a co, należy mu się. Niech to go oduczy takiego zachowania wobec dziewczyn. Choć tak sobie teraz myślę, że mogła go bardziej pobić ;D Ale jestem brutalna XD
    Osobiście uważam, że nie musisz pisać miejsca wydarzenia na górze każdego fragmentu, możesz to opisać w tekście, ale jak Ci jest wygodniej tak, to tak też jest spoko :D
    Czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam serdecznie! :*
    Zapraszam do siebie na nowy rozdział:
    http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W weekend kompletnie nie miałam czasu, a teraz brakuje mi pomysłu, ale raczej pojawi się w sobotę. :))

      Usuń