Już jutro losowanie. Większość moich rówieśników boi się
tego dnia, w tym Brooklyn i Martin. Jestem jedną z niewielu, której to jakoś
specjalnie nie przeraża. W życiu spotykają nas różne okrucieństwa, np. ja
straciłam ojca w wieku pięciu lat i mieszkam teraz z matką, która mnie
nienawidzi. To chyba jest o wiele gorsze od zostania wylosowanym. Przynajmniej
według mnie.
Od dnia kiedy matka się upiła już mi się trochę
polepszyło. Mam naprawdę cudownych przyjaciół. Czułam się wtedy okropnie, a oni
sprawiają, że powoli o tym zapominam i zaczynam normalnie funkcjonować.
Idę teraz samotnie do szkoły. Wstałam trochę wcześniej
niż zwykle i nie chciało mnie się czekać na Martina. Zostawiłam mu karteczkę
przyklejoną do okna z informacją, że już udaję się do szkoły i ma na mnie nie
czekać. Po drodze spotykam Brooklyn. Widzę na jej twarzy lekkie zaniepokojenie
chociaż losowanie jest dopiero jutro. Od trzech dni jest trochę spięta. Bardzo
boi się, że zostanie wylosowana.
- Hej Brook! – macham
do niej.
- O, cześć Lou –
odpowiada cicho.
- Spokojnie – przytulam
się do niej. – Nawet jak zostaniesz wylosowana z pewnością dasz radę i będziesz
świetną członkinią Armii Młodych i Walecznych.
- Chciałabym w to
wierzyć tak samo jak ty.
- No to w czym problem?
– uśmiecham się do dziewczyny.
Rozmawiamy jeszcze chwilę o jutrzejszym dniu, a później
schodzimy na różne tematy. Wchodząc do szkoły napotykamy się na Annie, która
mierzy nas wzrokiem. Myślę, że ona nadal knuje na mnie zemstę za ten pocałunek
w zeszły czwartek. Ciekawa jestem co tym razem wymyśli.
Razem z przyjaciółką wchodzimy do pustej klasy, w której
ma się odbyć lekcja historii. Przyznam, że to jeden z nielicznych przedmiotów,
które lubię. Jest on ciekawy i można wiele się dowiedzieć o swoich przodkach i
nauczyć się na ich błędach. A przedmioty takie jak biologia czy chemia nigdy
mnie nie interesowały. Nie uważam, aby znajomość budowy wnętrza roślin była mi
jakoś szczególnie potrzebna…
Po paru minutach klasa zaczyna się powoli wypełniać. Jest
w niej coraz więcej ludzi, ale nie zauważam Martina. Co jest? Coś mu się stało?
***
Przed obiadem krążę sama przy bibliotece. Brook została
awanturować się z panią Quell o ocenę z ostatniego sprawdzianu. Kiedy chcę
wejść do biblioteki czuję jak ktoś mnie chwyta za rękę i z ogromną siłą uderza
mną o ścianę. Jak zauważam sprawcę to jestem lekko zaskoczona. Skąd w niej tyle
siły? Oczywiście mówię o Annie. Blondynka patrzy na mnie z wrogością, a ja
przymrużam oczy.
- Coś się stało? –
pytam
- Pamiętasz co zrobiłaś
tydzień temu? – unosi brew.
- Przecież powiedziałam
ci, że on mi się nie podoba i to nie ja się na niego rzuciłam tylko on na mnie!
- Tak, tak. Na pewno ci
uwierzę – przewraca oczami i wyciąga rękę do jednej ze swoich koleżanek.
Kiedy zauważam co sobie przekazują robię wielkie oczy.
Czy one oszalały? Naprawdę chcą mi zakleić usta?
- A teraz otwórz lekko
usta skarbie – mówi przesłodzonym głosem Annie.
- Nie! – krzyczę i
zaczynam się szarpać.
- Gdzie ci się tak
teraz spieszy? – robi chytry uśmieszek.
Czuję jak klej powoli roznosi się na jednym z kącików
moich ust. Cały czas próbuję się wyszarpać dziewczynie, ale dzisiaj wyjątkowo
mocno trzyma. Próbuję krzyczeć albo uderzyć Annie. W pewnym momencie udaje mi
się ją kopnąć i ta upuszcza narzędzie oraz mnie, a ja szybko biegnę do toalety,
aby obmyć usta zanim klej zaschnie. Wbiegam do łazienki z zawrotną prędkością.
Wszystkie dziewczyny znajdujące się w niej patrzą na mnie ze zdziwieniem. Nie
zwracam teraz na nie jakiejś szczególnej uwagi. W końcu muszę się pozbyć kleju
z warg. Maź przy lewym kąciku lekko zaschła, więc to miejsce przecieram ręką
najmocniej jak potrafię. Trochę to boli, ale nie chcę mieć zaklejonych ust.
Kiedy kończę się pozbywać kleju nadal czuję jego posmak w ustach. To jest
okropne. Męczyłam się nad tym z dobre pół godziny, więc udam się dopiero na
następną lekcję. Idę pod klasę, w której odbędą się moje kolejne zajęcia.
Siadam tam samotnie i wyciągam książkę od geografii. Mam dzisiaj kartkówkę z
Europy.
Na przerwie spotykam się z Brook, która wypytuje się
gdzie zniknęłam. Opowiadam jej o tym co zrobiła mi Annie i jak męczyłam się z
tym klejem w łazience. Ta stwierdza, że blondynka jest potworem. Zgadzam się z
nią. Tym bardziej, że przecież kiedyś się przyjaźniłyśmy. Jak ona może tak postępować
i nie czuć się z tym źle? Ja tego nie rozumiem. Ale zauważam, że Annie chodzi
po szkole teraz z triumfalnym uśmiechem. Przynajmniej wiem, że na jakiś czas
sobie odpuści w planowaniu dla mnie jakiejś kolejnej cudownej zabawy.
***
Dzwonek oznaczający koniec lekcji na dzisiejszy dzień.
Bardzo długo na niego czekałam. Dla mnie ten dzień trwał jak wieki. Wracamy
wspólnie z Brook w ciszy. Zakładam, że dziewczyna myśli o jutrzejszym dniu.
Postanawiamy od razu iść do swoich domów. A przynajmniej ona pójdzie do
swojego. Nie ma sensu iść teraz pod Statuę, kiedy i tak nie będziemy ze sobą
rozmawiać, bo brunetka za bardzo przejmuje się losowaniem. Niech spędzi ten
czas z rodziną. Kto wie może to będzie jej ostatni wieczór w domu w tym
tygodniu?
Dochodzę do swojego budynku. Wchodzę dwa piętra wyżej i
pukam do mieszkania swojego przyjaciela. Po chwili w drzwiach pojawia się jego
matka, która ma takie same oczy jak Martin.
- Jest u siebie –
informuje mnie. – Bardzo przejmuje się jutrem.
Kiwam głową i idę w kierunku pokoju blondyna. Pukam, po
czym wchodzę do środka. Chłopak siedzi na parapecie i przygląda się widokom
znajdującym się za oknem. Nawet nie słyszy, że wchodzę. Odkładam plecak na
podłogę i idę powoli w jego kierunku. Kładę mu rękę na ramieniu i mówię:
- Spokojnie Martin.
Wszystko będzie dobrze – unoszę lekko kąciki swoich ust, a chłopak na dźwięk
mojego głosu odwraca się do mnie.
- Louise Fortis – mówi
czarującym głosem.
- Tak to ja – śmieję
się.
- Lou nawet nie wiesz,
jak bardzo boję się jutrzejszego dnia.
- Niestety masz rację.
Nie wiem. Ja w ogóle się go nie boję. Będzie co będzie.
- Też bym tak chciał.
Ale za bardzo boję się, że zginę i moja rodzina mnie straci albo ktoś z moich
przyjaciół zginie, np. ty.
- Mogę cię zapewnić, że
ja nie zginę – uśmiecham się, a chłopak robi to samo.
- Jak zwykle pewna
siebie. Nawet za bardzo.
Przytulam się do chłopaka i uspokajam go. Następnie
opowiadam mu o swoim dniu. Reaguje podobnie do Brook. Uważa, że zachowanie
Annie jest karygodne i śmieje się ze mnie, że znowu udało mi się wyciągnąć
dwóję z matmy. Pani Quell po raz kolejny „przypadkiem” źle policzyła punkty.
Teoretycznie wychodziła mi trójka, ale przecież według nauczycielki nie
zasługuję na wyżej niż dwa.
Kiedy
na niebie zaczynają pojawiać się gwiazdy stwierdzam, że czas wrócić do domu.
Chłopak nie chce mnie puścić.
- Proszę zostań – mówi
błagalnym głosem.
- Nie mogę. Mama mnie
zabije – tłumaczę się.
- Sama mówisz, że cię
nie kocha, w takim razie czemu się nią tak przejmujesz?
- Zastanówmy się –
marszczę czoło. – Może dlatego, że to moja mama?
Chłopak prycha i przybliża mnie do siebie. Czuję się
dziwnie. Nasze twarze nigdy nie były tak blisko siebie.
- Eee Timido?
Widzę jak chłopakowi spływa łza. Przejeżdża ręką po moim
policzku.
- Może to moja ostatnia
szansa – kładzie palec na moich ustach, ponieważ chcę się wtrącić. – Daj mi
skończyć. Louise… ja… ciebie kocham – robię wielkie oczy. – Zaczęło się to jak
mieliśmy po szesnaście lat. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Wiem o tobie wiele
rzeczy, np., że nie lubisz pić ciepłej herbaty, ale kochasz siedzieć pod kocem
w chłodne wieczory. Lubisz czytać jakieś ciekawe opowieści w wolnym czasie, a
kiedy chcesz pomyśleć nad czymś w samotności to wchodzisz na najwyższy budynek
w mieście. Zawsze cię wspierałem. Kiedy było ci źle, ja czułem się podobnie.
Nie lubię patrzeć na to jak jesteś smutna. Kocham twój uśmiech i nie
przeszkadza mi to, że jesteś taka uparta – śmieje się. – Nie ważne czy ktoś ma
rację ty się go nigdy nie posłuchasz, ale właśnie w takiej tobie się
zakochałem. Właśnie taką Louise Fortis kocham.
- Ale Martin… Wiesz
przecież, że obiecałam sobie, że nigdy się nie zakocham i dla mnie jesteś tylko
przyjacielem. Niestety nic więcej do ciebie nie czuję… - mówię
najspokojniejszym tonem.
- Na pewno nie mam
szans?
- Niestety nie.
- Szkoda – spuszcza
głowę i kładzie się na łóżku.
Ja teraz nie mogę nic zrobić. Trochę mnie to zaskoczyło.
Bardzo lubię Martina, ale to nic więcej. Nigdy też nie pomyślałam, że mogę mu
się podobać. Jest mi go bardzo żal.
Na pewno też was ciekawi czemu obiecałam sobie, że nigdy
się nie zakocham. To jest smutna historia. Kiedy miałam szesnaście lat zaczęłam
chodzić z Lukiem. Wysoki, przystojny brunet o niebieskich oczach. Był bardzo
miły, pomocny, zabawny, troskliwy. Kochałam go całym sercem. Byliśmy ze sobą
rok i chłopak stwierdził, że powinniśmy razem współżyć. Ja za bardzo się tego
bałam, stwierdziłam, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Wtedy Luke się bardzo
zdenerwował. Mówił, że powinnam mu zaufać po tak długim okresie naszego związku
i że też mu się coś należy. Zerwał ze mną. Płakałam tygodniami. Brook i Martin
próbowali mnie pocieszać na różne sposoby, ale to nic nie dawało. Za bardzo go
kochałam. On naprawdę wiele dla mnie znaczył. Najbardziej zabolało mnie to,
kiedy zobaczyłam chłopaka w towarzystwie Annie. Parę dni później widziałam, jak
się całowali i założę się, że osiągnął to czego chciał. Oczywiście parę tygodni
później zerwał z nią. Myślałam, że go znam i że chłopak nie jest głupi, ale
okazało się, że tak nie jest. Wiele się przez niego nacierpiałam. Często
widywałam go z różnymi dziewczynami. To naprawdę bardzo bolało i wtedy
stwierdziłam, że nigdy więcej się nie zakocham. Nie chcę przez to jeszcze raz
przechodzić. Nie mam zamiaru okazywać komuś swoich uczuć, zaufać w stu
procentach, a później zostać przez niego rzucona lub w najgorszym wypadku
wykorzystana.
Wychodzę z domu chłopaka ze spuszczoną głową. Słyszę jego
matkę pytającą: „Co się stało?”, ale nie zwracam na nią uwagi i dalej kieruję
się przed siebie. Z jednej strony czuję się okropnie, że go zraniłam. Na pewno
czuje się źle, że ja nie odwzajemniam jego uczuć. Ale na pewno nie byłoby mu
lepiej gdybym udawała, więc tak jest dla niego, dla nas najlepiej. Boję się
tylko, że nasze relacje przez to się zepsują.
Wchodzę do swojego domu i udaję się prosto do pokoju.
Dzisiaj jest wyjątkowo cicho. Idę do łazienki i biorę długą kąpiel, zapominając
o wszystkich zamartwieniach. Zamykam oczy i pozwalam sobie na zapomnienie o
wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
***
Rano wykonuję wszystkie czynności bardzo szybko. Dzisiaj
jest losowanie. Ubieram beżową sukienkę z koronką na plecach sięgającą mi do
połowy ud. Związuję włosy w kitkę, zakładam na siebie czarną kurtkę i wychodzę
z domu bez słowa. Idę szybkim krokiem w kierunku szkoły. Po drodze spotykam
Brook. Idziemy razem w ciszy. W pewnym momencie dziewczyna łapie mnie za rękę i
mocno ją ściska. Uśmiecham się do niej.
- Wszystko będzie
dobrze.
Dziewczyna tylko kiwa głową, ale nadal bardzo się boi.
Kiedy jesteśmy już na miejscu widzimy tłum ludzi.
Nauczycielka od biologii woła nas gestem i kieruje do miejsca, w którym mamy
się ustawić. Stajemy obok siebie między naszymi rówieśniczkami. Wszystkie
wyglądają podobnie do Brooklyn. Jestem jedną z niewielu, która w ogóle się nie
przejmuje tym dniem. Na boisku widzę ludzi ze szkoły, którzy przypatrują się
nam z ogromnym zaciekawieniem. Pogoda nie jest jakaś cudowna. Jest chłodno,
wieje wiatr. Typowy listopad. W pewnym momencie wyłapuję Martina. Boi się.
Trzęsą mu się ręce. Po chwili gubię go w tłumie. Teraz mój wzrok skupia się na
naszym prezydencie, który znajduje się na środku boiska.
- Proszę o ciszę – mówi
donośnym głosem. – Dziękuję – chrząka. – Droga młodzieży! Spotkaliśmy się
tutaj, aby wylosować dziesiątkę osiemnastolatków, którzy będą szykować się
przez miesiąc do Tygodnia Przetrwania, po którym osoby, które przeżyją zostaną
pasowane na członków Armii Młodych i Walecznych. Będą musieli wykazać się
odwagą oraz sprytem – rozgląda się po widowni. – Czas zacząć losowanie! –
oświadcza. – Najpierw dziewczęta.
Klika
w ekran wielkiego monitora znajdującego się na środku boiska i dotyka ręką
napis: „Dziewczęta”. Po chwili pojawia się imię pierwszej kandydatki: „Zoey
Calmer”. Dziewczyna stała całkiem niedaleko ode mnie. Ma brązowe włosy i ciemne
oczy. Ubrana jest czarną sukienkę sięgającą do kolan, a włosy ma zaplecione w
warkocz. Idzie niepewnym krokiem w kierunku prezydenta, który całuje ją w dłoń
i karze stanąć obok siebie. Następnie klika jeszcze raz w ekran i teraz widzę:
„Brooklyn Magna”. Patrzę na swoją przyjaciółkę. Dziewczyna robi wielkie oczy,
ręce się jej trzęsą, ale po chwili wychodzi na środek i staje obok Zoey.
Następnie pojawia się obok nich Annie, która nie przejmuje się tym zupełnie jak
ja. Patrzę na kolejne nazwisko na ekranie i ujawnia się: „Louise Fortis”.
Mrugam kilkakrotnie, aby upewnić się czy dobrze widzę i chwilę później idę
pewnym krokiem na boisko i niechętnie staję obok Annie, która robi krzywą minę
i mierzy mnie wzrokiem. Zostało jeszcze jedno nazwisko. Chwilę później pojawia
się obok mnie dziewczyna – Emma Incerto. Miałam z nią angielski. Wydaje się
bardzo miła i pomocna. Widzę na jej twarzy przerażenie. Szkoda mi jej. Szkoda
mi każdej dziewczyny, która tutaj stoi.
- Oto nasze kandydatki
na członków Armii Młodych i Walecznych! Proszę o brawa!
Po chwili słyszymy oklaski, a prezydent przechodzi do
losowania chłopców. Klika w napis: „Chłopcy” i pojawia się imię: „Ryan Scemo”.
Jest to blondyn o niebieskich oczach. Kojarzę go. Raczej nie należy do najmądrzejszych
osób i jest niezdarny. Co chwile o czymś zapomina albo robi sobie krzywdę. Nie
sądzę, aby dał sobie radę. On nie należy do takich, którzy są silni czy
sprytni. Chłopak idzie niepewnym krokiem w naszym kierunku i staje po drugiej
stronie prezydenta. Teraz na ekranie pojawia się: „John Malin”. Chłopak o
czarnych włosach w okularach wysuwa się powoli z tłumu i z trzęsącymi się
rękoma staje obok Ryana. Następny to Michael Mufle. Chłopak, który tydzień temu
mnie pocałował, aby zdenerwować Annie. Nie jestem z tego powodu zadowolona. On
wydaje się niebezpieczny. Nie ważne, że na symulacji nie trzeba się zabijać.
Martwię się, że on będzie chciał właśnie tego dokonać. Co mu będzie po tym, że
tylko przetrwa. Przecież musi pokazać jaki jest silny. Staje obok Johna. Teraz
na ekranie widzę nazwisko: „Evan Atento”. Wiem, że koleguje się z Martinem.
Spędzają czasem wspólnie przerwy. No i ostatnim kandydatem jest… mój
przyjaciel, Martin. Chłopak z szokiem wyłania się tłumu i staje obok swojego
kolegi, który klepie go po ramieniu i coś szepcze mu do ucha. Cały czas na
niego patrzę, ale chłopak nie chce spojrzeć w moją stronę. Domyślam się czemu.
Po wczorajszym mój widok na pewno nie sprawia mu radości.
Prezydent jeszcze raz prosi o oklaski, a po chwili nasza
dziesiątka udaje się za nim do limuzyny. Wchodzimy do niej po kolei w ciszy.
Patrzę na Brook pocieszającym wzrokiem. Ta lekko unosi kąciki swoich ust. Teraz
spoglądam na Martina. Nasz wzrok się spotyka. Przyglądamy się sobie przez
chwilę. Szepczę w jego kierunku: „Nie martw się”. Chłopak tylko spuszcza głowę.
Czemu akurat dwójka moich najlepszych przyjaciół musiała zostać wylosowana?
Doskonale wiedziałam jak się czuli, jak bardzo się bali, że zostaną wylosowani.
Domyślam się jak bardzo zszokowało ich to, że ich imiona znalazły się na
ekranie monitora.
---
Okay to ode mnie tylko tyle,
że się na serio wzięłam za pisanie i mam napisane kilka rozdziałów do przodu,
ale uważam, że nowe wpisy będą się pojawiać do tydzień.
W menu znajdziecie nową
zakładkę „nominacje”, która została stworzona specjalnie, ponieważ zostałam
nominowana do Liebster Award i The Versatile Award. :))
Stworzyłam również
zakładkę „tutaj mnie znajdziesz”. Jak ktoś chce mnie obserwować na TT lub lubi
przeglądać tumblry, to zapraszam. ^^
Chcę podziękować za
wyświetlenia oraz komentarze pod ostatnim postem chociaż było ich mniej niż pod
prologiem nad czym ubolewam. :/
To już chyba wszystko
ode mnie. Mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania!
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam! xx
Było super ^^ Szkoda że wylosowali Brook, skoro ona się tego bała... No i nie wiem, czemu Louise się nie skapnęła że Martin się w niej buja. Chociaż... może to nie było takie oczywiste ;) No tak czy inaczej, było świetnie, i mam nadzieję że będzie jeszcze lepiej, jestem ogromnie ciekawa co dalej!
OdpowiedzUsuńWeny! (choć skoro masz już kilka rozdziałów na zapas nie jest ona aż tak potrzebna XD) ^^ i pozdrawiam.
Aha, i mam pytanie - jaki kolor włosów ma Lou? Takie jak na szablonie? ;)
Zapraszam do strony "bohaterowie". Tam masz opis i wyglad kazdej postaci. ;)
UsuńTak na początku mam pytanie, bo później zapomnę ;-; Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Gdziekolwiek, w zakładce spam, pod rozdziałem i na którymkolwiek blogu :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Szczerze mówiąc to spodziewałam się, że ich trójkę wylosują XD Jestem ciekawa jak potoczy się Lou×Martin :3 nie żebym ich shipowała... XD
Weny życzę na te kolejne rozdziały, żebyś ich miała więcej napisanych XD
Pozdrawiam
Nieoficjalna :3
Cudnie piszesz :* Bardzo mnie wciągnęłaś w całą tę historię :) Szkoda, że wylosowali całą ich trójkę. Ciekawi mnie co będzie dalej i jak się potoczą losy Luis. No i oczywiście nie mogę się doczekać tego tygodnia przetrwania :D Z niecierpliwością czekam na next ;) Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńNa początku tag jak Nieoficjalna zadaję pytanie, czy mogła byś mnie informować o nowych, bo obserwuje ale rzadko się skapnę o tym że jest nowy. A teraz do rozdziału i ogólnie bloga. Dziwny los chciał by trafili razem na arenę, smutne :( Ogólnie historia oryginalna bo jeszcze się z taką igrzyskową nie spodlałem. Akcja będzie przewrotna już to czuję :D Czekam z niecierpliwością na następny !
OdpowiedzUsuńPs: zapraszam do mnie http://igrzyskakochamiszanuje.blogspot.com/
Zagapiłem się i nie zauważyłem nowego rozdziału! Przepraszam za tą pomyłkę! Wiedziałem, kto zostanie wylosowany do udziału w Tygodniu Przetrwania, bo chyba jako jeden z nielicznych zajrzałem uważnie do zakładki bohaterowie(przepraszam, uwielbiam te zakładki, a Twoja jest świetna! Nie mogę się doczekać tych nowych postaci, co czekają!) A więc rozdział jest świetny, Louise taka odważna, myślę, że ona wygra i będzie rozpaczać po stracie Brooklnyn, bo podejrzewam, że Brook zginie jako pierwsza z jej sojuszu ;c(Pewnie będą mieli sojusz)... Szkoda! Rozdział świetny, czekam na następny!
OdpowiedzUsuńTa Annie jest straszna! jak można chcieć zakleić komuś usta? to już gruba przesada! aż strach myśleć, co by się stało z główną bohaterką, gdyby jej się to udało... no ale dobrze że Luise się wybroniła! Szczerze zazdroszczę jej odwagi. Ja byłabym przerażona, gdybym miała zostać wybrana do Armii Młodych i Walecznych. I szkoda mi Martina, widać, że jest zakochany w Luise, ale skoro ona nie odwzajemnia jego uczuć no to szkoda... nie ma przymusu. Ale może jeszcze zapała do niego większym uczuciem? Z kolei ten Luke jest moim zdaniem frajerem. Pozdrawiam! Cieszę się, że rozdziały będą co tydzień :*
OdpowiedzUsuńWow nie sądziłam że cała trojka bedzie wylosowana no ale trudno - moze dzięki temu bedzie ciekawiej?
OdpowiedzUsuńI Annie? Myślałam ze skoro ma tak wysoka posadę to bedzie luz a tu taki psikus. Co do Martina to byłam pewna ze jest zakochany :) taka mądra na ^^