~Louise~
Dzisiejsze
ćwiczenia odbywają się trochę później niż wczoraj. Idę spokojnie na śniadanie i
spotykam Angeline. Uśmiechamy się do siebie i zajmujemy miejsca.
Opowiadam jej o wczorajszym treningu, a dziewczyna otwiera usta z zachwytu.
Mówi mi też, że prezydent chyba jeszcze nikomu nie gratulował pierwszego dnia
ćwiczeń. Zazwyczaj taka rozmowa z najlepszych Nowych odbywała się po przynajmniej
tygodniu. Przez to czuję się jeszcze dziwniej.
***
Przebieram się w szatni obok Brook, która zaczyna mnie
wypytywać o wczorajszy dzień. Ignoruję ją i ta po chwili przestaje się odzywać
za co jestem jej wdzięczna. Zauważam, że idzie w kierunku Zoey. Dziewczyny się
śmieją. Miło, że się polubiły. Szkoda, że ze mną będzie trudniej. Wtedy
podchodzi do mnie Emma.
- Nieźle ci wczoraj
poszło – mówi cicho.
- Dzięki – uśmiecham
się smutno.
- Nauczysz mnie tak się
bić.
Jestem zaskoczona jej prośbą.
- Ja nie jestem raczej
w niczym dobra, więc może byś mi pomogła? – patrzy na mnie z nadzieją.
- Szczerze, czemu nie?
– unoszę lekko kąciki swoich ust, a dziewczyna się na mnie rzuca.
- Dzięki!
Mrugam kilkakrotnie oczami. Nie spodziewałam się, że po
wczorajszym ktoś z własnej woli do mnie podejdzie, a co dopiero po prosi o
lekcje.
Po chwili jesteśmy na sali ustawieni w rzędzie. Martin
puszcza mi oczko, a ja się uśmiecham. Wtedy Shane spogląda na mnie z
zaskoczeniem, ale na szczęście odpuszcza sobie torturowanie mnie.
Przechodzimy do pewnej sali. Na stolikach leżą noże.
Patrzymy na nie z zaskoczeniem. Co będziemy robić? Shane do nich podchodzi i
bierze jeden z nich w rękę.
- Dzisiejsze ćwiczenia
będą polegać na unikaniu tych właśnie ostrzy – uśmiecha się chytrze. – Każdy po
kolei stanie na tej macie – wskazuje na nią. – a ja będę w niego rzucać. Waszym
zadaniem jest unikać noży.
Każda dziewczyna bierze głęboki oddech. Ja cały czas
patrzę mu w oczy.
- To może pierwsza
Louise? – unosi brew.
Chwilę później stoję na macie i czekam na ruch chłopaka.
- Gotowa? – kiwam
głową.
Czarnowłosy rzuca w moim kierunku nożem. Robię unik.
Zaczyna przyspieszać swoje rzuty. Jedno
z ostrzy przejeżdża mi po ramieniu, ale to nie sprawia, że się poddaję i nadal
robię kolejne uniki. Po dziesięciu minutach chłopak mi odpuszcza i gratuluje.
Następną osobą, która zajmie moje miejsce jest Michael. Aaa czyli zaczyna od
najlepszych. Przewracam oczami. Chłopak robi uniki o wiele lepsze ode mnie.
Później widzę jak z nożami męczy się Zoey. Sprawia jej to więcej kłopotu niż mi
czy Michaelowi. Współczuję jej. Na jej twarzy pojawiają się łzy. Wtedy Shane na
nią krzyczy, aby wzięła się w garść.
- Uspokój się! Ona nie
da już rady! – łapię go za ramię.
- Na wojnie nie będą
patrzeć czy da radę – odpowiada groźnie i wyszarpuje swoje ramie z moich rąk.
Zoey strasznie krwawi na rękach. Kiedy schodzi pomagam
jej. Widzę przerażenie w jej oczach. Podchodzę z dziewczyną do półki z apteczką
i oczyszczam jej rany, a następnie nakładam bandaże. W tym czasie na macie stoi
Evan.
- Dobrze ci szło –
mówię jej zakładając bandaż.
- Nie kłam. Byłam
makabryczna.
- Nie prawda.
- Prawda – wzdycha. –
Czemu nie mogę być taka jak ty?
Po raz kolejny dziwnie się czuję.
- Nie chciałabyś być
taka jak ja – kręcę głową.
- Czemu?
Nie odpowiadam jej.
Nikt nie chciałby przeżyć tego co ja. Nikt nie chciałby
być taki uparty jak ja, samotny, zbyt pewny siebie. To jest okropne, a ja to
wszystko mam.
Wracamy z dziewczyną do grupy. Brooklyn całkiem nieźle
wychodzi unikanie. Ostrza przeleciały po jej ciele tylko dwa razy. Widzę, że
chłopak żałował tego, ale przecież musiał tak postąpić. Jak chce, aby przeżyła
musi przygotować ją tak dobrze jak nas. Brunetka zajmuje miejsce obok nas z
delikatnym uśmiechem. Komplementuję przyjaciółkę, a ona pochwala moje
wczorajsze i dzisiejsze dokonania.
Teraz na macie stoi John. Jego uniki wyglądają podobnie
do tych co robiła Zoey. Szkoda mi go, ale to jest niestety konieczne. Z czasem
będą sobie radzili coraz lepiej. Właśnie po to są te ćwiczenia.
Następnie widzę Martina, który ku mojemu zaskoczeniu
kompletnie sobie nie radzi. Razem z Brook i Evanem patrzymy na niego z
zaskoczeniem. Znamy chłopaka i wiemy, że na pewno poszłoby mu lepiej niż Zoey
czy Johnowi, ale blondyn nie może się skupić na unikach. Co chwilę słyszę jego
jęki. Kiedy schodzi podbiegam do niego i kierujemy się do apteczki.
- Timido co z tobą? –
pytam z lekkim oburzeniem. – Doskonale wiem, że stać cię na więcej.
- Fortis naprawdę nie
wiem – kręci głową.
- Może jutro będzie
lepiej – uśmiecham się do niego.
Ciąg dalszy ćwiczeń to powtórka z wczoraj. Nie dzieje się
nic specjalnego.
Kiedy
trening się kończy razem z Emmą kierujemy się na ring. Shane obserwuje nas
podejrzanie, ale ja nie zwracam na to uwagi.
- Na pewno możemy tu
przebywać poza czasem ćwiczeń?
- A czemu byśmy nie
mogli? Po treningach chyba możemy robić co chcemy?
- Może – mówi
niepewnie. – Ale dziwnie się czuję, że Shane się na nas patrzy.
- Chcesz, aby sobie
poszedł? – delikatnie kiwa głową.
Podchodzę do chłopaka.
- Przepraszam, możesz
nas nie obserwować? – unoszę lekko głos.
- Mogę przebywać tutaj
tak samo jak wy – uśmiecha się chytrze.
- Ale my może sobie nie
życzymy, abyś się nam przyglądał?
- Fortis nie spinaj się
tak.
- Nie mów do mnie po
nazwisku – syczę.
- Będę sobie mówił do
ciebie jak mi się chce – śmieje się.
Chcę mu coś odpowiedzieć, ale przerywa mi Brooklyn.
- Shane, idziemy?
Zerkam na nią z zaskoczeniem, a ta podnosi kąciki swoich
ust. Chłopak się ze mnie śmieje i podchodzi do brunetki, obejmując ją. Zostawiają
mnie i Emmę same w sali. Chwilę stoję w miejscu, ponieważ opanował mnie lekki
szok z tego, co zobaczyłam. Wracam do dziewczyny i zaczynam uczyć ją podstaw
walki. Z początku słabo jej to wychodzi, ale im częściej to powtarzamy tym
idzie jej coraz lepiej.
Po godzinie ćwiczeń opuszczamy salę i udajemy się do
kawiarni. Tam spotykam Angeline, która zaprasza nas na dzisiejszą imprezę w
klubie. Chwilę się waham, ale w końcu zgadzam się na propozycję dziewczyny. Mam
zadanie zaprosić wszystkich swoich znajomych. Emma postanawia na ten wieczór zostać w swoim pokoju. Następnie
idziemy razem do Zoey, która niepewnie zgadza się na propozycję Angeline, John
również. Długo szukamy Martina i Evana. Okazało się, że siedzą na dachu.
Podchodzimy do nich i przekazujemy im zaproszenie od brunetki. Siadam obok
Martina i opieram głowę o jego ramię. Emma z lekką niepewnością zajmuje miejsce
obok mnie, a ja się z niej śmieję.
- Więcej pewności
siebie kochana – łapię ją za rękę, którą teraz wymachuję.
- Wiem, wiem. Ale to
nie jest takie łatwe… - patrzy na swoje nogi.
Siedzimy razem i rozmawiamy o naszych treningach oraz o
dzisiejszej imprezie. Ciekawa jestem jak tam będzie i oczywiście mam nadzieję,
że Zack, o którym mówiła Angeline , nie postanowi na niej zagościć. Dziwne…
chyba po raz pierwszy się kogoś boję, a nawet go nie znam.
***
Jest wieczór. Stoję przed otwartą szafą w samym ręczniku
i zastanawiam się co na siebie założyć. Po długich poszukiwaniach wreszcie
znajduję czarną sukienkę z małym dekoltem, sięgającą mi do połowy ud. Ubieram
wysokie, czarne obcasy i robię sobie delikatny makijaż. Słyszę pukanie, a po
chwili w drzwiach pojawia się Martin.
- Wyglądasz ślicznie –
mówi cały czas mi się przyglądając.
- Ty również dobrze
wyglądasz – uśmiecham się do chłopaka ubranego w czarne, obcisłe spodnie i
białą koszulę, która ma rozpięte dwa górne guziki. Podchodzę do niego i
wyczuwam świetny zapach perfum. No, no Martin zaszalał. Śmieję się pod nosem.
- Z czego się śmiejesz?
– pyta z lekkim oburzeniem.
- Z niczego – uśmiecham
się niewinnie.
- Taaaa. Za bardzo cię
znam Lou.
- Wiem.
Wchodzimy do klubu i od razu podchodzi do nas Angeline i
ciągnie nas na środek parkietu. Jest tutaj mnóstwo ludzi. Wszyscy są
zadowoleni, tańczą, śmieją się, piją. Zaczynam kołysać się w rytm muzyki. Martin
mi się przygląda. Czyli nadal coś do mnie czuje… Przypominam sobie wieczór,
kiedy wyznał mi miłość. Robi mi się trochę smutno. Idę w stronę barku i proszę
o jeden napój, który chwilę później pojawia się obok mnie. Patrzę na tańczących
ludzi. Zauważam Brooklyn w objęciach Shane’a. Obydwoje patrzą z uśmiechem na
twarzy w swoje oczy. Unoszę kąciki swoich ust na widok tej dwójki. Znajduję też
Zoey i Johna. Myślę, że oni również coś do siebie czują. Wyłapuję również Annie
z Ryanem. Dziewczyna nie jest zadowolona z jego towarzystwa. Ma wymalowaną
złość na twarzy. Za to blondyn uśmiecha się od ucha do ucha i próbuje ją
zaciągnąć na parkiet.
- Na kogo tak patrzysz?
– wytrąca mnie z myśli Angeline.
- Na swoich znajomych.
- Shane chyba sobie
kogoś znalazł. Nigdy nie przypuszczałam, że może się zakochać.
Śmieję się.
- Najwidoczniej
Brooklyn jest jego słabością.
- Nie sądziłam, że
gustuje w takich jak ona. Jest bardzo miła i raczej na groźną nie wygląda.
- Wychodzi na to, że
takiej nie szukał. Ale sama byłam zdziwiona, że on podoba się Brook. Nie znam
własnej przyjaciółki…
- A coś jest między
tobą, a Martinem? – zadaje najgorsze pytanie jakie mogła.
- Tylko przyjaźń –
odpowiadam.
- Na pewno?
- Z mojej strony to
jest tylko przyjaźń.
- Rozumiem… -
dziewczyna się mnie przygląda. Po chwili robi wielkie oczy. – O nie.
- Co? – pytam z
zaskoczeniem czemu dziewczyna nagle zmienia swoje zachowanie.
- Widzisz tego
chłopaka, który właśnie wszedł. Tego mulata z lekkim zarostem o czarnych
włosach ubranego na czarno?
Unoszę głowę i patrzę w stronę wejścia. Po chwili znajduję
chłopaka. Trzeba przyznać jest przystojny. Unoszę prawy kącik ust. Przypominam
sobie o pytaniu Angeline, więc kiwam głową.
- To jest Zack.
Robię wielkie oczy. Serio? Musiał tutaj przyjść? Niestety
zauważam, że chłopak się nam przygląda. Przygryza dolną wargę i kieruje się w
naszą stronę. Nie chcę go poznać. Nie. Angeline na szczęście mnie ratuje i
ciągnie do łazienki. Nawet nie wie jak bardzo jestem jej wdzięczna. Oddycham z
ulgą.
- Chyba się mu spodobałaś
– informuje dziewczyna i przykłada palce do ust. Wygląda jakby się o mnie
martwiła.
W mojej głowie pojawiają się różne czarne myśli o tym, że
chłopak może chcieć mnie wykorzystać. Wtedy zadaję pytania dziewczynie na temat
Zacka. W końcu z nim była. Wie jaki jest.
- Szczerze mówiąc to
nie byliśmy parą. Po prostu na jednej z takich imprez zaczęliśmy ze sobą
rozmawiać. Był taki czarujący, uśmiechał się uroczo i nie mogłam przestać
patrzeć się w jego czekoladowe oczy. W pewnym momencie zaproponował mi spacer.
Pochodziliśmy, porozmawialiśmy. Zaczął całować mnie po szyi, a następnie oparł
mnie o ścianę i się do mnie dobierał. Płakałam. Na szczęście udało mnie się
wyszarpać z jego objęć i uciec. Od tamtego czasu unikam go. On chyba nawet nie
chce się ze mną męczyć za co jestem wdzięczna Bogu. Nie chciałabym być przez
niego wykorzystana.
Po tej opowieści tym bardziej nie chcę poznać chłopaka.
Naprawdę się go boję. Angeline mówi mi, że jest bardzo agresywny, nie panuje
nad gniewem, jest chamski i właśnie od niej dowiaduję się, że jestem najlepszym
członkiem armii. Przypominam sobie słowa prezydenta Bonum: „Niestety nie mogłem zapewnić wam najlepszego, ponieważ stwierdził, że
to dziecinada.”. Wzdrygam się na to wspomnienie. Pomyśleć, że mógłby być
naszym opiekunem. Przytulam się do Angeline. Łzy same zaczynają spływać po
mojej twarzy. Brunetka głaszcze mnie po plecach i uspokaja.
Do łazienki wchodzi Brooklyn z ogromnym uśmiechem. Kiedy
nas zauważa poważnieje i podchodzi.
- Louise co się stało?
– pyta z przejęciem, kładąc rękę na moim ramieniu.
Angeline mówi wszystko o Zacku, a ja sama nie jestem w
stanie wyjaśnić powodu swoich łez. Informuję dziewczyny, że chcę wrócić do
swojego pokoju. W trójkę wychodzimy z łazienki. Niestety napotykam wzrok
mulata. Przepycha się przez ludzi w naszą stronę, a my przyspieszamy kroku do
wyjścia. Kiedy udaje nam się wyjść, biegnę do swojego pokoju.
~Zack~
Widzę jak blondynka kieruje się do wyjścia z
przyjaciółkami. Postanawiam przyspieszyć kroku. Muszę ją poznać, oczarować, a
później zaciągnąć do łóżka. Ma bardzo zgrabne ciało i z twarzy też jest ładna…
Mmm… Tak, z nią seks to będzie coś. Uśmiecham się na wyobrażenie siebie i
dziewczyny w jednym łóżku.
Przewracam
ludzi, którzy stoją mi na drodze. Kiedy dochodzę do wyjścia dziewczyny już nie
ma. Widzę tylko jej przyjaciółki. Jedną z nich poznaję. To Angeline. Patrzy na
mnie z wrogością, a ja się chytrze uśmiecham.
- Dziewczyny powiecie
mi gdzie ta piękność poszła?
- Zostaw ją w spokoju –
syczy na mnie.
- Angeline – gładzę ją
po policzku, a ta odpycha moją rękę.
- Zostaw ją – patrzy na
mnie groźnie i wraca do klubu.
Stoję chwilę w miejscu, uśmiechając się. Odwracam głowę w
stronę schodów. Jeszcze ją poznam.
~Louise~
Siedzę na łóżku z podkulonymi nogami i łzami w oczach. Co
jeśli chce mnie wykorzystać? Boję się, że chłopak sobie nie odpuści. Będę przed
nim uciekać? Czemu na tym świecie istnieją tacy jak on? Nie dość się już
nacierpiałam? Ale… Angeline dał spokój jak ta nie chciała się mu dać, więc może
ze mną będzie podobnie? Mam nadzieję.
---
Zakładka „bohaterowie”
została zaktualizowana. Znajdziecie tam opis i wygląd Zacka. ;)
Nadal zapraszam do
obserwacji nowego bloga:
W czwartek planuję
dodać tam pierwszy rozdział.
Myślałam nad tym czy
zrobić zakładkę informowani. Jak ktoś nie ma konta na bloggerze, a chciałby
wiedzieć o nowych postach to niech napisze w komentarzu. Zobaczę ilu jest
chętnych i wtedy takową zakładkę zrobię. Oczywiście informować będę albo
poprzez maila albo na TT.
I oczywiście zapraszam
do komentowania. Niedługo będzie tysiąc wyświetleń za co jestem bardzo
wdzięczna. :3 Ale to nie zwalnia was z komentowania. Każdego, kto to czyta
zapraszam do skomentowania nawet jednym słowem. :))
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx
Świetne! Już nie lubię Zacka, wydaje się być taki głupi. Ale skoro dostał perspektywę, to może będzie jednym z głównych bohaterów i zgwauci Louise i oni się w sobie zakochają. Angeline jest fajna. Fajnie przedstawiłaś Emmę, podejrzewam, że ona będzie jedną z pierwszych ofiar chociaż ten trening trochę te podejrzenia ''zniszczył'' XD. Brooklyn się pieprzy(przepraszam za wyrażenie) z Shanem, czy jak to się odmienia xD Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Dużo się dzieje, dodałaś nową perspektywę...cudnie :* Już nie lubię tego Zack'a, dziwny jest 0.o Brook i Shane...ciekawe :) Czekam na next ! Weny ! Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńLou trenerka HSHSHS *przepraszam, mam fazę na 'HSHS'* XD Ale serio dobrze jej idzie :]
OdpowiedzUsuńA ten Zack jest dziwny ;-; czy na blogu *z czytelników* jest ktoś kto go lubi? XD
Jestem ciekawa co będzie dalej :3
Bardzo cię przepraszam za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału ;______; Naprawdę o tym zapomniałam
Weny i pozdrawiam
Nieoficjalna :3
Fajnie :) Co prawda zawiodłam się na Shane'nie ale nadal po cichu liczę że będzie z Louise :) Weny! Zzapraszam też do mnie.
OdpowiedzUsuńNo wreszcie na komputerze, więc przybywam komentować ;)
OdpowiedzUsuńTo ja też gratuluję Louise, bo naprawdę wspaniale jej idzie. Ja bym umarła, gdybym się dowiedziała, że ktoś będzie do mnie rzucał nożami, a ja mam ich unikać. hardcore XD I fajnie, że stara się być dla wszystkich miła, tak jak było z tą pomocą Emmie w walce itp.
No i pojawił sie ten Zack. Już go nienawidzę. Jak można być takim bydlakiem? czuję do niego od razu obrzydzenie. Mam nadzieję, że nie dorwie się do Louise! A tak a propos, sądziłam, że będzie trochę starszy, no ale cóż. I jeszcze chcę dodać, że kibicuję Brook i Shane'owi. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny i weny. Mnóstwo weny! :**
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że myślałam, ze Shane i Louise będą razem, a tu takie zaskoczenie :o
Zobaczymy, co będzie dalej :)
Dobra dobra, nadrabiam ^.^ no. A ten Zack jest dziwny, nie lubię go. I idę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń