poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 4

~Louise~
Dzisiejsze ćwiczenia odbywają się trochę później niż wczoraj. Idę spokojnie na śniadanie i spotykam Angeline. Uśmiechamy się do siebie i zajmujemy miejsca. Opowiadam jej o wczorajszym treningu, a dziewczyna otwiera usta z zachwytu. Mówi mi też, że prezydent chyba jeszcze nikomu nie gratulował pierwszego dnia ćwiczeń. Zazwyczaj taka rozmowa z najlepszych Nowych odbywała się po przynajmniej tygodniu. Przez to czuję się jeszcze dziwniej.
***
            Przebieram się w szatni obok Brook, która zaczyna mnie wypytywać o wczorajszy dzień. Ignoruję ją i ta po chwili przestaje się odzywać za co jestem jej wdzięczna. Zauważam, że idzie w kierunku Zoey. Dziewczyny się śmieją. Miło, że się polubiły. Szkoda, że ze mną będzie trudniej. Wtedy podchodzi do mnie Emma.
- Nieźle ci wczoraj poszło – mówi cicho.
- Dzięki – uśmiecham się smutno.
- Nauczysz mnie tak się bić.
            Jestem zaskoczona jej prośbą.
- Ja nie jestem raczej w niczym dobra, więc może byś mi pomogła? – patrzy na mnie z nadzieją.
- Szczerze, czemu nie? – unoszę lekko kąciki swoich ust, a dziewczyna się na mnie rzuca.
- Dzięki!
            Mrugam kilkakrotnie oczami. Nie spodziewałam się, że po wczorajszym ktoś z własnej woli do mnie podejdzie, a co dopiero po prosi o lekcje.
            Po chwili jesteśmy na sali ustawieni w rzędzie. Martin puszcza mi oczko, a ja się uśmiecham. Wtedy Shane spogląda na mnie z zaskoczeniem, ale na szczęście odpuszcza sobie torturowanie mnie.
            Przechodzimy do pewnej sali. Na stolikach leżą noże. Patrzymy na nie z zaskoczeniem. Co będziemy robić? Shane do nich podchodzi i bierze jeden z nich w rękę.
- Dzisiejsze ćwiczenia będą polegać na unikaniu tych właśnie ostrzy – uśmiecha się chytrze. – Każdy po kolei stanie na tej macie – wskazuje na nią. – a ja będę w niego rzucać. Waszym zadaniem jest unikać noży.
            Każda dziewczyna bierze głęboki oddech. Ja cały czas patrzę mu w oczy.
- To może pierwsza Louise? – unosi brew.
            Chwilę później stoję na macie i czekam na ruch chłopaka.
- Gotowa? – kiwam głową.
            Czarnowłosy rzuca w moim kierunku nożem. Robię unik. Zaczyna przyspieszać swoje rzuty.  Jedno z ostrzy przejeżdża mi po ramieniu, ale to nie sprawia, że się poddaję i nadal robię kolejne uniki. Po dziesięciu minutach chłopak mi odpuszcza i gratuluje. Następną osobą, która zajmie moje miejsce jest Michael. Aaa czyli zaczyna od najlepszych. Przewracam oczami. Chłopak robi uniki o wiele lepsze ode mnie. Później widzę jak z nożami męczy się Zoey. Sprawia jej to więcej kłopotu niż mi czy Michaelowi. Współczuję jej. Na jej twarzy pojawiają się łzy. Wtedy Shane na nią krzyczy, aby wzięła się w garść.
- Uspokój się! Ona nie da już rady! – łapię go za ramię.
- Na wojnie nie będą patrzeć czy da radę – odpowiada groźnie i wyszarpuje swoje ramie z moich rąk.
            Zoey strasznie krwawi na rękach. Kiedy schodzi pomagam jej. Widzę przerażenie w jej oczach. Podchodzę z dziewczyną do półki z apteczką i oczyszczam jej rany, a następnie nakładam bandaże. W tym czasie na macie stoi Evan.
- Dobrze ci szło – mówię jej zakładając bandaż.
- Nie kłam. Byłam makabryczna.
- Nie prawda.
- Prawda – wzdycha. – Czemu nie mogę być taka jak ty?
            Po raz kolejny dziwnie się czuję.
- Nie chciałabyś być taka jak ja – kręcę głową.
- Czemu?
            Nie odpowiadam jej.
            Nikt nie chciałby przeżyć tego co ja. Nikt nie chciałby być taki uparty jak ja, samotny, zbyt pewny siebie. To jest okropne, a ja to wszystko mam.
            Wracamy z dziewczyną do grupy. Brooklyn całkiem nieźle wychodzi unikanie. Ostrza przeleciały po jej ciele tylko dwa razy. Widzę, że chłopak żałował tego, ale przecież musiał tak postąpić. Jak chce, aby przeżyła musi przygotować ją tak dobrze jak nas. Brunetka zajmuje miejsce obok nas z delikatnym uśmiechem. Komplementuję przyjaciółkę, a ona pochwala moje wczorajsze i dzisiejsze dokonania.
            Teraz na macie stoi John. Jego uniki wyglądają podobnie do tych co robiła Zoey. Szkoda mi go, ale to jest niestety konieczne. Z czasem będą sobie radzili coraz lepiej. Właśnie po to są te ćwiczenia.
            Następnie widzę Martina, który ku mojemu zaskoczeniu kompletnie sobie nie radzi. Razem z Brook i Evanem patrzymy na niego z zaskoczeniem. Znamy chłopaka i wiemy, że na pewno poszłoby mu lepiej niż Zoey czy Johnowi, ale blondyn nie może się skupić na unikach. Co chwilę słyszę jego jęki. Kiedy schodzi podbiegam do niego i kierujemy się do apteczki.
- Timido co z tobą? – pytam z lekkim oburzeniem. – Doskonale wiem, że stać cię na więcej.
- Fortis naprawdę nie wiem – kręci głową.
- Może jutro będzie lepiej – uśmiecham się do niego.
            Ciąg dalszy ćwiczeń to powtórka z wczoraj. Nie dzieje się nic specjalnego.
Kiedy trening się kończy razem z Emmą kierujemy się na ring. Shane obserwuje nas podejrzanie, ale ja nie zwracam na to uwagi.
- Na pewno możemy tu przebywać poza czasem ćwiczeń?
- A czemu byśmy nie mogli? Po treningach chyba możemy robić co chcemy?
- Może – mówi niepewnie. – Ale dziwnie się czuję, że Shane się na nas patrzy.
- Chcesz, aby sobie poszedł? – delikatnie kiwa głową.
            Podchodzę do chłopaka.
- Przepraszam, możesz nas nie obserwować? – unoszę lekko głos.
- Mogę przebywać tutaj tak samo jak wy – uśmiecha się chytrze.
- Ale my może sobie nie życzymy, abyś się nam przyglądał?
- Fortis nie spinaj się tak.
- Nie mów do mnie po nazwisku – syczę.
- Będę sobie mówił do ciebie jak mi się chce – śmieje się.
            Chcę mu coś odpowiedzieć, ale przerywa mi Brooklyn.
- Shane, idziemy?
            Zerkam na nią z zaskoczeniem, a ta podnosi kąciki swoich ust. Chłopak się ze mnie śmieje i podchodzi do brunetki, obejmując ją. Zostawiają mnie i Emmę same w sali. Chwilę stoję w miejscu, ponieważ opanował mnie lekki szok z tego, co zobaczyłam. Wracam do dziewczyny i zaczynam uczyć ją podstaw walki. Z początku słabo jej to wychodzi, ale im częściej to powtarzamy tym idzie jej coraz lepiej.
            Po godzinie ćwiczeń opuszczamy salę i udajemy się do kawiarni. Tam spotykam Angeline, która zaprasza nas na dzisiejszą imprezę w klubie. Chwilę się waham, ale w końcu zgadzam się na propozycję dziewczyny. Mam zadanie zaprosić wszystkich swoich znajomych. Emma postanawia na  ten wieczór zostać w swoim pokoju. Następnie idziemy razem do Zoey, która niepewnie zgadza się na propozycję Angeline, John również. Długo szukamy Martina i Evana. Okazało się, że siedzą na dachu. Podchodzimy do nich i przekazujemy im zaproszenie od brunetki. Siadam obok Martina i opieram głowę o jego ramię. Emma z lekką niepewnością zajmuje miejsce obok mnie, a ja się z niej śmieję.
- Więcej pewności siebie kochana – łapię ją za rękę, którą teraz wymachuję.
- Wiem, wiem. Ale to nie jest takie łatwe… - patrzy na swoje nogi.
            Siedzimy razem i rozmawiamy o naszych treningach oraz o dzisiejszej imprezie. Ciekawa jestem jak tam będzie i oczywiście mam nadzieję, że Zack, o którym mówiła Angeline , nie postanowi na niej zagościć. Dziwne… chyba po raz pierwszy się kogoś boję, a nawet go nie znam.
***
            Jest wieczór. Stoję przed otwartą szafą w samym ręczniku i zastanawiam się co na siebie założyć. Po długich poszukiwaniach wreszcie znajduję czarną sukienkę z małym dekoltem, sięgającą mi do połowy ud. Ubieram wysokie, czarne obcasy i robię sobie delikatny makijaż. Słyszę pukanie, a po chwili w drzwiach pojawia się Martin.
- Wyglądasz ślicznie – mówi cały czas mi się przyglądając.
- Ty również dobrze wyglądasz – uśmiecham się do chłopaka ubranego w czarne, obcisłe spodnie i białą koszulę, która ma rozpięte dwa górne guziki. Podchodzę do niego i wyczuwam świetny zapach perfum. No, no Martin zaszalał. Śmieję się pod nosem.
- Z czego się śmiejesz? – pyta z lekkim oburzeniem.
- Z niczego – uśmiecham się niewinnie.
- Taaaa. Za bardzo cię znam Lou.
- Wiem.
            Wchodzimy do klubu i od razu podchodzi do nas Angeline i ciągnie nas na środek parkietu. Jest tutaj mnóstwo ludzi. Wszyscy są zadowoleni, tańczą, śmieją się, piją. Zaczynam kołysać się w rytm muzyki. Martin mi się przygląda. Czyli nadal coś do mnie czuje… Przypominam sobie wieczór, kiedy wyznał mi miłość. Robi mi się trochę smutno. Idę w stronę barku i proszę o jeden napój, który chwilę później pojawia się obok mnie. Patrzę na tańczących ludzi. Zauważam Brooklyn w objęciach Shane’a. Obydwoje patrzą z uśmiechem na twarzy w swoje oczy. Unoszę kąciki swoich ust na widok tej dwójki. Znajduję też Zoey i Johna. Myślę, że oni również coś do siebie czują. Wyłapuję również Annie z Ryanem. Dziewczyna nie jest zadowolona z jego towarzystwa. Ma wymalowaną złość na twarzy. Za to blondyn uśmiecha się od ucha do ucha i próbuje ją zaciągnąć na parkiet.
- Na kogo tak patrzysz? – wytrąca mnie z myśli Angeline.
- Na swoich znajomych.
- Shane chyba sobie kogoś znalazł. Nigdy nie przypuszczałam, że może się zakochać.
            Śmieję się.
- Najwidoczniej Brooklyn jest jego słabością.
- Nie sądziłam, że gustuje w takich jak ona. Jest bardzo miła i raczej na groźną nie wygląda.
- Wychodzi na to, że takiej nie szukał. Ale sama byłam zdziwiona, że on podoba się Brook. Nie znam własnej przyjaciółki…
- A coś jest między tobą, a Martinem? – zadaje najgorsze pytanie jakie mogła.
- Tylko przyjaźń – odpowiadam.
- Na pewno?
- Z mojej strony to jest tylko przyjaźń.
- Rozumiem… - dziewczyna się mnie przygląda. Po chwili robi wielkie oczy. – O nie.
- Co? – pytam z zaskoczeniem czemu dziewczyna nagle zmienia swoje zachowanie.
- Widzisz tego chłopaka, który właśnie wszedł. Tego mulata z lekkim zarostem o czarnych włosach ubranego  na czarno?
            Unoszę głowę i patrzę w stronę wejścia. Po chwili znajduję chłopaka. Trzeba przyznać jest przystojny. Unoszę prawy kącik ust. Przypominam sobie o pytaniu Angeline, więc kiwam głową.
- To jest Zack.
            Robię wielkie oczy. Serio? Musiał tutaj przyjść? Niestety zauważam, że chłopak się nam przygląda. Przygryza dolną wargę i kieruje się w naszą stronę. Nie chcę go poznać. Nie. Angeline na szczęście mnie ratuje i ciągnie do łazienki. Nawet nie wie jak bardzo jestem jej wdzięczna. Oddycham z ulgą.
- Chyba się mu spodobałaś – informuje dziewczyna i przykłada palce do ust. Wygląda jakby się o mnie martwiła.
            W mojej głowie pojawiają się różne czarne myśli o tym, że chłopak może chcieć mnie wykorzystać. Wtedy zadaję pytania dziewczynie na temat Zacka. W końcu z nim była. Wie jaki jest.
- Szczerze mówiąc to nie byliśmy parą. Po prostu na jednej z takich imprez zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Był taki czarujący, uśmiechał się uroczo i nie mogłam przestać patrzeć się w jego czekoladowe oczy. W pewnym momencie zaproponował mi spacer. Pochodziliśmy, porozmawialiśmy. Zaczął całować mnie po szyi, a następnie oparł mnie o ścianę i się do mnie dobierał. Płakałam. Na szczęście udało mnie się wyszarpać z jego objęć i uciec. Od tamtego czasu unikam go. On chyba nawet nie chce się ze mną męczyć za co jestem wdzięczna Bogu. Nie chciałabym być przez niego wykorzystana.
            Po tej opowieści tym bardziej nie chcę poznać chłopaka. Naprawdę się go boję. Angeline mówi mi, że jest bardzo agresywny, nie panuje nad gniewem, jest chamski i właśnie od niej dowiaduję się, że jestem najlepszym członkiem armii. Przypominam sobie słowa prezydenta Bonum: „Niestety nie mogłem zapewnić wam najlepszego, ponieważ stwierdził, że to dziecinada.”. Wzdrygam się na to wspomnienie. Pomyśleć, że mógłby być naszym opiekunem. Przytulam się do Angeline. Łzy same zaczynają spływać po mojej twarzy. Brunetka głaszcze mnie po plecach i uspokaja.
            Do łazienki wchodzi Brooklyn z ogromnym uśmiechem. Kiedy nas zauważa poważnieje i podchodzi.
- Louise co się stało? – pyta z przejęciem, kładąc rękę na moim ramieniu.
            Angeline mówi wszystko o Zacku, a ja sama nie jestem w stanie wyjaśnić powodu swoich łez. Informuję dziewczyny, że chcę wrócić do swojego pokoju. W trójkę wychodzimy z łazienki. Niestety napotykam wzrok mulata. Przepycha się przez ludzi w naszą stronę, a my przyspieszamy kroku do wyjścia. Kiedy udaje nam się wyjść, biegnę do swojego pokoju.
~Zack~
            Widzę jak blondynka kieruje się do wyjścia z przyjaciółkami. Postanawiam przyspieszyć kroku. Muszę ją poznać, oczarować, a później zaciągnąć do łóżka. Ma bardzo zgrabne ciało i z twarzy też jest ładna… Mmm… Tak, z nią seks to będzie coś. Uśmiecham się na wyobrażenie siebie i dziewczyny w jednym łóżku.
Przewracam ludzi, którzy stoją mi na drodze. Kiedy dochodzę do wyjścia dziewczyny już nie ma. Widzę tylko jej przyjaciółki. Jedną z nich poznaję. To Angeline. Patrzy na mnie z wrogością, a ja się chytrze uśmiecham.
- Dziewczyny powiecie mi gdzie ta piękność poszła?
- Zostaw ją w spokoju – syczy na mnie.
- Angeline – gładzę ją po policzku, a ta odpycha moją rękę.
- Zostaw ją – patrzy na mnie groźnie i wraca do klubu.
            Stoję chwilę w miejscu, uśmiechając się. Odwracam głowę w stronę schodów. Jeszcze ją poznam.
~Louise~
            Siedzę na łóżku z podkulonymi nogami i łzami w oczach. Co jeśli chce mnie wykorzystać? Boję się, że chłopak sobie nie odpuści. Będę przed nim uciekać? Czemu na tym świecie istnieją tacy jak on? Nie dość się już nacierpiałam? Ale… Angeline dał spokój jak ta nie chciała się mu dać, więc może ze mną będzie podobnie? Mam nadzieję.
---
Zakładka „bohaterowie” została zaktualizowana. Znajdziecie tam opis i wygląd Zacka. ;)
Nadal zapraszam do obserwacji nowego bloga:
W czwartek planuję dodać tam pierwszy rozdział.
Myślałam nad tym czy zrobić zakładkę informowani. Jak ktoś nie ma konta na bloggerze, a chciałby wiedzieć o nowych postach to niech napisze w komentarzu. Zobaczę ilu jest chętnych i wtedy takową zakładkę zrobię. Oczywiście informować będę albo poprzez maila albo na TT.
I oczywiście zapraszam do komentowania. Niedługo będzie tysiąc wyświetleń za co jestem bardzo wdzięczna. :3 Ale to nie zwalnia was z komentowania. Każdego, kto to czyta zapraszam do skomentowania nawet jednym słowem. :))
CZYTASZ = SKOMENTUJ

Pozdrawiam. xx

7 komentarzy:

  1. Świetne! Już nie lubię Zacka, wydaje się być taki głupi. Ale skoro dostał perspektywę, to może będzie jednym z głównych bohaterów i zgwauci Louise i oni się w sobie zakochają. Angeline jest fajna. Fajnie przedstawiłaś Emmę, podejrzewam, że ona będzie jedną z pierwszych ofiar chociaż ten trening trochę te podejrzenia ''zniszczył'' XD. Brooklyn się pieprzy(przepraszam za wyrażenie) z Shanem, czy jak to się odmienia xD Rozdział świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ! Dużo się dzieje, dodałaś nową perspektywę...cudnie :* Już nie lubię tego Zack'a, dziwny jest 0.o Brook i Shane...ciekawe :) Czekam na next ! Weny ! Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Lou trenerka HSHSHS *przepraszam, mam fazę na 'HSHS'* XD Ale serio dobrze jej idzie :]
    A ten Zack jest dziwny ;-; czy na blogu *z czytelników* jest ktoś kto go lubi? XD
    Jestem ciekawa co będzie dalej :3
    Bardzo cię przepraszam za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału ;______; Naprawdę o tym zapomniałam
    Weny i pozdrawiam
    Nieoficjalna :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie :) Co prawda zawiodłam się na Shane'nie ale nadal po cichu liczę że będzie z Louise :) Weny! Zzapraszam też do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. No wreszcie na komputerze, więc przybywam komentować ;)
    To ja też gratuluję Louise, bo naprawdę wspaniale jej idzie. Ja bym umarła, gdybym się dowiedziała, że ktoś będzie do mnie rzucał nożami, a ja mam ich unikać. hardcore XD I fajnie, że stara się być dla wszystkich miła, tak jak było z tą pomocą Emmie w walce itp.
    No i pojawił sie ten Zack. Już go nienawidzę. Jak można być takim bydlakiem? czuję do niego od razu obrzydzenie. Mam nadzieję, że nie dorwie się do Louise! A tak a propos, sądziłam, że będzie trochę starszy, no ale cóż. I jeszcze chcę dodać, że kibicuję Brook i Shane'owi. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny i weny. Mnóstwo weny! :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział!
    Przyznam szczerze, że myślałam, ze Shane i Louise będą razem, a tu takie zaskoczenie :o
    Zobaczymy, co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra dobra, nadrabiam ^.^ no. A ten Zack jest dziwny, nie lubię go. I idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń