poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 6

   ~Louise~
   Minął tydzień odkąd spotkałam mulata. Na szczęście. 
   Przez ten cały czas za wiele się nie zmieniło. Treningi nadal wyglądają tak samo. 
  Jest inaczej jeśli chodzi o temat miłosne, które ostatnio mnie denerwują. Brooklyn i Shane oficjalnie są razem. Naprawdę. Prawie cały czas siedzą razem i niejeden raz widziałam, jak się całują i szepczą sobie czułe słówka. 
   Zoey i John również wyznali sobie miłość. Widziałam już ich parę razy, trzymających się za ręce i posyłając krótkie całusy w policzek. 
    Cieszę się ich szczęściem, ale przez to, że Brook spędza tyle czasu z naszym nauczycielem czuję się samotna. Nie rozmawiamy tak często jak kiedyś. A jak już rozmawiamy to często mówi o Shanie, co doprowadza mnie do szału. 
***
   Podczas śniadania razem z Angeline pocieszamy Martina, który stracił pewność siebie i uważa, że sobie nie poradzi na Tygodniu Przetrwania.
- Jesteś silny i inteligentny - wymienia brunetka. - Na pewno dasz sobie radę.
- Dokładnie - przytakuję.
- Chciałbym wierzyć w siebie tak samo jak wy - wzdycha.
   Ja nie wiem, co powiedzieć, aby go pocieszyć. Ile bym dała, abym była bardziej empatyczna. Za to Angeline świetnie sobie z tym radzi i po chwili na twarzy chłopaka pojawia się uśmiech.
   Kiedy kończymy jeść brunetka oferuje nam jazdę motorem, a na twarzy blondyna pojawia się przerażenie na które wybuchamy śmiechem.
- Spokojnie Timido - kładę swoją dłoń na jego ramieniu. - Wyjaśnimy ci co i jak.
   Martin się trochę uspokaja i przystaje na propozycje Angeline. Kierujemy się do miejsca pełnego motorzystów. Angeline dokładnie tłumaczy blondynowi, jak obsługiwać się z maszyną. Po dłuższym czasie chłopak zaczyna wszystko rozumieć i jeździ już bez podpowiedzi brunetki, ale nie śmiga tak, jak to robiłam ja, kiedy nauczyłam się prowadzić tę maszynę.
    Nabieram coraz większej prędkości nie zważając na to co może mi się teraz stać. Kocham prędkość. Dzięki niej zapominam o tym co się dzieje wokół mnie. Jest cudownie. Wszystko co jest dookoła teraz wydaje mi się niewyraźne. W pewnym momencie przede mną pojawia się pojazd, więc gwałtownie hamuję. Chcę już krzyknąć na tą osobę. Wtedy zauważam, że to Michael. Śmieje się na mój widok, a ja posyłam mu groźne spojrzenie. Patrzymy tak na siebie przez chwilę i w końcu chłopak odjeżdża. Fukam coś pod nosem i wracam do przyjaciół. 
    Widzę, że Angeline i Martin nieźle się bawią. Chłopak mi się chwali swoją prędkością, a ja mu gratuluję, śmiejąc się. Jest taki uroczy. Dobrze, że mimo wszystko moje relacje z chłopakiem się nie pogorszyły. Nie wiem co bym zrobiła gdybyśmy nagle przestali się ze sobą przyjaźnić. Straciłabym najcenniejszy skarb.
   Angeline ucieka do swojego pokoju, a ja z Martinem udajemy się do klubu, gdzie zastajemy Emmę i Evana, którzy niepewnie ze sobą wymieniają zdania. Doskonale wiem, że dziewczynie podoba się brunet. Próbuje go zagadać z czego jestem dumna. Emma przez ten czas nabrała pewności siebie. To już nie ta sama osóbka, co w dzień wylosowania. Dołączamy do nich i się z nimi witamy.
- Gdzie wy byliście? Wszędzie was szukaliśmy! 
- Może nie chcieliśmy, aby nam przeszkadzano - żartuje blondyn.
- Dobrze, dobrze - unosi ręce w górę Evan, a my wybuchamy śmiechem. Emma przygląda nam się podejrzanie. 
   Po chwili rozmowa zmierza na różne wesołe tematy. Evan zaprasza mnie do tańca na co przystaję i po chwili kładzie moje dłonie na swoich ramionach, a jego znajdują się na mojej talii. Kołyszemy się w rytm muzyki. Na twarzy bruneta pojawia się ogromny uśmiech. Na mojej znajduje się lekkie zdezorientowanie. 
~Zack~
   Otwieram oczy i zauważam swój ciemnozielony pokój. Okna są zasłonięte, co sprawia, że jest tutaj ciemno, jakby nadal była noc. Zerkam na zegarek. Jest już po piętnastej. Nieźle. Prawie całą noc nie mogłem spać. Już od kilku dni moje myśli zajmuje blondyna, która nie ma najmniejszej ochoty na rozmowę ze mną, a ja jeszcze bardziej chcę ją poznać. 
   Podnoszę się ze swojego łóżka z czarną pościelą i podchodzę do okna. Na zewnątrz pogoda jest ponura. Typowa na ten okres. Zbliża się koniec listopada... Właśnie minął już prawie miesiąc. Przez ten czas nie zagościła tutaj żadna dziewczyna. Odkąd poznałem Louise nie jestem w stanie pożądać innej. Nie zwracam uwagi na nikogo innego. Cholera. Nie podoba mi się to. Brakuje mi tego. Wszystko straciłem przez jedną, głupią dziewczynę. 
   Ubieram się, przeczesuję włosy ręką i psikam perfumami. Powinienem przejść się do klubu. Może jednak wpadnę na jakąś ciekawą albo przynajmniej upiję się do nieprzytomności, aby zapomnieć o Louise chociaż na jedną noc.
   Schodzę po schodach i spotykam właśnie blondynkę. Na mój widok robi wielkie oczy. Mijamy się i nie przerywamy kontaktu wzrokowego. Podoba mi się to. Oblizuję wargi i puszczam do niej oko. Wtedy dziewczyna się płoszy, spuszcza głowę i przyspiesza kroku. Śmieję się. To zabawne, że wywołuję u niej takie odczucia. Jej determinacja mnie pociąga.
   W klubie rozglądam się za dziewczynami, ale żadna mnie się nie podoba. Poddaję się i postanawiam wypić mnóstwo drinków, aby złagodzić ból. W drodze do barku zatrzymuje mnie jakaś blondyna.
- Zatańczysz? - Pyta chytrze się uśmiechając. Lustruję ją. Ma ładne ciało, które w większości jest odkryte, ale... nadal nic. Nie ma tego czego potrzebuję. 
- Nie - odpowiadam surowo.
- Oj nie bądź taki sztywny - szturcha mnie delikatnie.
- Nie chcę z tobą tańczyć głupia dziwko, rozumiesz?! - Krzyczę na nią, a ta robi wystraszony wyraz twarzy i od razu ode mnie ucieka.
   Pocieram dłońmi swoją twarz. Zdenerwowała mnie lekko. Powiedziałem, że nie chcę to nie. Normalnie pewnie bym przystał na jej propozycję, ale przez Lou nie umiem. Ile bym dał, aby wszystko było, jak dawniej. Czemu ją spotkałem?
   Siedzę przy barze i proszę o jednego shota. I kolejnego, kolejnego. W pewnym momencie zauważam przyjaciela Louise. Jak on miał? Martin. Przygląda mi się surowym wzrokiem. Ja swoim go straszę. Udaje mi się przestraszyć dziewczynę siedzącą za nim. Kojarzę ją. Siedziała obok Lou, kiedy ją ostatnio widziałem na stołówce. Wybucham śmiechem na zachowanie chłopaka i wracam do picia.
~Louise~
   To już dziś. Tydzień Przetrwania.
   Podnoszę się z łózka i załatwiam poranne sprawy. Ubieram czarne spodnie, bluzkę tego samego koloru oraz skórzaną kurtkę. Dzisiaj wszyscy będą podobnie wyglądać. 
   Schodzę na śniadanie, gdzie zastaję lekko przygnębionych przyjaciół. Wszyscy martwią się dzisiejszym dniem. Nawet ja. Boję się, że ktoś z moich przyjaciół może zginąć. W ciszy zjadamy posiłek i każdy wraca do swoich pokoi na parę chwil, aby odpocząć. 
***
   Kiedy zbliża się pora rozpoczęcia symulacji schodzę do sali, w której byliśmy pierwszego dnia. W pomieszczeniu zastaję już Evana, Brooklyn, Martina, Angeline, Shane'a i... Zacka. Spuszczam głowę na jego widok i szybko zajmuję miejsce obok przyjaciół. Evan podnosi mój podbródek, abym na niego spojrzała. Po chwili daje mi całusa w policzek, a ja robię zdezorientowaną minę. Unoszę brew, a chłopak kiwa głową. Serio? On też się zakochał? Dobrali się z Martinem! Potrząsam głową i przez przypadek zauważam złość w oczach mulata. Chociaż... może dobrze, że Evan dał mi tego całusa. Jestem zadowolona, że wywołaliśmy tym złość u ciemnookiego. 
   Parę chwil później słyszę pana Bonum:
- Moi drodzy! Dzisiaj rozpocznie się Tydzień Przetrwania! Przeżyją tylko najsilniejsi i najbardziej inteligentni! - Rozgląda się po sali. - Zapraszam was do sali symulacji.
   Podnosimy się ze swoich miejsc, a ja staram się być jak najbliżej przyjaciół, aby nie musieć zamieniać słów z Zackiem. Widzę Martina, który jest zdołowany. Angeline go pociesza i całuje w policzek. Udaję, że wymiotuję, co sprawia, że słyszę chichot mulata. Posyłam mu groźne spojrzenie, a ten przygryza dolną wargę. Przewracam oczami i zatrzymujemy się w dużej, ciemnej sali. Prawie cała jest w różnego typu urządzeniach. Jest tutaj mnóstwo ekranów, a na środku znajduje się ogromna platforma w kształcie koła. 
   Nagle czuję za sobą czyjś ciepły oddech. Zakładam, że to Zack. Zaciskam powieki i wypuszczam powietrze. Próbuję się jakoś uspokoić, ponieważ jego bliskość sprawia, że przechodzą mnie prądy. Muszę się tego uczucia jak najszybciej pozbyć, dlatego skupiam całą swoją uwagę na prezydencie.
- Oto sala symulacji. Za parę chwil wszystko się rozpocznie. A teraz możecie się pożegnać z członkami armii, którzy tutaj przyszli - informuje.
   Już mam iść w kierunku Angeline, kiedy czuję, jak ktoś chwyta mnie za nadgarstki i odwraca do siebie. Jego ciemne tęczówki patrzą na mnie z nutką pożądania. Chłopak oblizuje wargi i zbliża swoje usta do mojego ucha, śmiejąc się:
- Może tak najpierw ze mną się pożegnasz?
   Fukam.
- Zack. Cieszę się, że nie będę musiała na ciebie patrzeć przez tydzień - robię chytry uśmiech. Widzę lekkie niezadowolenie na twarzy, ale po chwili również się uśmiecha.
- Kłamiesz - patrzy prosto w moje oczy.
- A co jak nie? - Unoszę brwi.
- Wiem, że kłamiesz. Ale jak wolisz... - Przewraca oczami.
   Próbuję od niego odejść, ale nadal trzyma mnie za nadgarstki.
- Puść - instruuję.
- Nie.
- Zack. Puść - mówię stanowczo.
- Dzieci pospieszcie się! - Słyszę głos prezydenta.
   Szarpię się i w końcu udaje mi się uwolnić nadgarstki. Chłopak kładzie swoją dłoń na moim ramieniu, co sprawia, że się wzdrygam. Przykłada swoje usta do mojego ucha, które delikatnie muska.
- Do zobaczenia - uśmiecha się łobuzersko i całuje mnie w policzek, za który się łapię.
   Jestem w lekkim szoku i nie potrafię ruszyć się z miejsca. Mulatowi daje to satysfakcję i na jego twarzy pojawia się triumfalny uśmiech. Kiedy wracam do rzeczywistości prycham i szybko kieruję się do Angeline, która patrzy na mnie podejrzanie.
- Co to miało być?! - Oburza się.
- Angeline. Dzięki ci za ten cudowny miesiąc. Do zobaczenia za tydzień! - Mówię bardzo szybko i się do niej przytulam. Po chwili się od niej odsuwam, a na jej twarzy nadal wymalowane jest niezadowolenie.
   Staję pomiędzy Brooklyn i Emmą i ściskam ich dłonie. Biorę głęboki oddech i lekko przymykam oczy. Kiedy je otwieram zauważam Zacka uśmiechającego się w moim kierunku. Odwracam od niego wzrok i pojawia mi się mężczyzna, podający każdemu z nas broń, z której będziemy korzystać na symulacji. Chwytam ją i zamykam oczy. 
   Kiedy odchylam powieki ujawnia mi się Nowy Jork tylko, że bardziej zniszczony. W budynkach są powybijane okna. W niektórych miejscach zauważam pożary. 
   Ktoś chwyta mnie za dłoń i ciągnie za sobą. To Evan. W pewnym momencie zatrzymujemy się w jakimś budynku.
- Musimy obmyślić plan, jak przetrwać ten tydzień - informuje.
- Na pewno nie możemy siedzieć w jednym miejscu - zauważa John.
- Tak. Codziennie zmieniamy miejsce naszego przebywania - zgadza się Brook.
- A co z jedzeniem? - Pyta Evan.
- Jak tu biegliśmy widziałam sklep. Może tam coś znajdziemy? - Proponuje Zoey.
   Moje oczy skaczą to z jednej osoby na drugą. Czuję się dość dziwnie.
- Skąd pewność, że nie jest przeterminowane? - Mówi stanowczym tonem Evan.
- Zawsze można sprawdzić - przewracam oczami, a brunet patrzy na mnie błagalnie. O co mu chodzi?
- Dobrze. Martin, Emma wy pójdziecie po jedzenie - instruuje. Czemu on się tak rządzi? Nie podoba mi się to.
- Dlaczego akurat oni? - Unoszę brew i pytam lekko zirytowana. - Czemu nie pójdziemy razem?
- Lou. To symulacja wojny. Głupio by było wysłać wszystkich. Niech część zostanie w bezpiecznym miejscu.
- Czemu akurat oni mają być w tym niebezpieczeństwie?! - Podnoszę głos. - Czemu to ty nie pójdziesz?!
- Lou. Błagam.
- Nie! 
- Na wojnie nikogo nie obchodzi bezpieczeństwo. Każdy może czuć się zagrożony. Ale podzielmy się zadaniami - próbuje mnie uspokoić.
   Martin i Emma już kierują się do wyjścia. Idę za nimi. 
- Gdzie się wybierasz? - Pyta Evan.
- Po jedzenie - odpowiadam oschle.
- Lou! - Krzyczy za mną, ale ja się go nie słucham i kieruję za dwójką.
- Fortis czemu się nie słuchasz? - Zaczepia mnie Timido.
- Nikt nie będzie mi mówić co mam robić - prycham.
- Typowa Louise - oświadcza, a ja przewracam oczami i wymijam przyjaciół.
   Po chwili znajduję się w sklepie, który ma wybitą szybę, a półki są porozwalane. Na ścianie wisi kalendarz oraz słyszę radio. Podnoszę z ziemi jakąś paczkę i patrzę na datę ważności. Ach... nie wiem jaki dzisiaj dzień. Nerwowo rozglądam się po pomieszczeniu. Wsłuchuję się w grające radio. 
- Witam wszystkich w trzydziesty drugi dzień wojny. Przez ten czas zginęło bardzo wielu mieszkańców naszego miasta. Jason nie próżnuje... - Dobrze. Super. A teraz mówi który dzisiaj jest. Głos podaje jeszcze jakieś zbędne informacje i po chwili słyszę. - To wszystko na dzisiaj, trzynasty października.
   Tak! Szybko podnoszę jedzenie i sprawdzam datę. Na szczęście wszystko nie jest przeterminowane. Chwytam, leżący na ziemi plecak i pakuję do niego picie i jedzenie. Po chwili słyszę głos Timido:
- Fortis, pamiętasz o nas? - Śmieje się, a ja od razu odwracam głowę w ich kierunku lekko zażenowana.
- Ach... tak.... - Spuszczam głowę.
- Dobrze. Idź już. Ja z Emmą zaraz dojdziemy - uśmiecha się, kładąc rękę na moim ramieniu.
   Szybko opuszczam pomieszczenie i kieruję się do reszty grupy. Evan bardzo miło mnie wita:
- Lou! Czemu się mnie nie posłuchałaś?!
- Och. Zamknij się! Czemu to ty masz przewodzić grupą?! - Oburzam się.
- Myślałem, że lubisz, jak ktoś dominuje - prycha, a ja patrzę na niego z niezrozumieniem. - Zack? - Unosi brew.
- Co? Nie rozumiem o co chodzi. Co Zack ma tutaj do rzeczy? - Fukam.
- Widzę, jak na niego patrzysz, Lou - macha dłońmi przed moją twarzą. - Podoba ci się to, że ma nad tobą kontrolę.
- On nie ma nade mną kontroli! - Krzyczę.
- Nie... W ogóle - śmieje się.
- Wiesz co? Nie mam zamiaru współpracować z kimś takim jak ty! Wychodzę! 
- Nie, Lou. Zostajesz - łapie mnie za ramię, które wyszarpuję z jego uścisku.
- Sama zadecyduję co będę robić.
   Teraz przypominam sobie o obecności Zoey, Johna i Brooklyn, którzy się nam przyglądają. 
- Lou ma rację - włącza się moja przyjaciółka. - Evan traktujesz nas jak gorszych. Czemu to ty masz przewodzić? - Prycha. - Idę z Lou! 
   Zerkamy na Johna i Zoey, którzy przytakują i oddalamy się od bruneta, który chyba nie za bardzo rozumie co się tutaj wydarzyło. 
   Przy wyjściu wpadamy na Martina i Emmę.
- Co wy robicie? - Pyta zaskoczony blondyn.
- Idziemy! Nie mamy zamiaru być w sojuszu z kimś takim jak Evan! Idziecie z nami?
- Lou. O co ci chodzi? Przecież dobrze się dogadywałaś z Evanem - przymruża oczy, jakby nie rozumiał moich słów.
- Tak? Teraz mu coś odbiło!
   Martin kręci głową i próbuje mnie pociągnąć za sobą, co spotyka się z tym, że go popycham ze złości. Tracę nad sobą kontrolę.
- Przepraszam - przykładam dłoń do ust.
   Timido się podnosi i razem z Emmą bez słowa kierują się do Evana. Stoję w miejscu, wpatrując się w odchodzącą dwójkę. Nagle czuję czyjąś dłoń, ciągnącą mnie za sobą. To Brooklyn. Przechodzimy parę metrów, aby zatrzymać się w innym budynku.
   Zajmujemy miejsca i szykujemy sobie jedzenie. Zoey i John patrzą na mnie lekko przerażeni. Kiedy kończymy jeść wychodzę na świeże powietrze i opieram się o ścianę, przyglądając się migoczącym gwiazdom. 
   Czemu mu tak odbiło? "Myślałem, że lubisz jak ktoś dominuje. Zack?", "Widzę, jak na niego patrzysz, Lou. Podoba ci się to, że ma na tobą kontrolę". Myli się. Zack nie ma nade mną kontroli. Zresztą co go on obchodzi. Każdy wie, że nie chcę się z nim umawiać. Z nikim nie chcę się umawiać. 
   Z myśli otrząsa mnie Brook, szturchająca moje ramię.
- Wszystko w porządku? - Pyta. - Nie słuchaj się Evana. On nie ma racji. Wiem, że nie lubisz Zacka i on cię tylko irytuje.
- Dzięki - wzdycham. 
   Właśnie tego mi było trzeba. Słów potwierdzenia moich przypuszczeń. Brooklyn wiedziała co zrobić. Przytulamy się do siebie pocieszająco, a po chwili wracamy do śpiących już naszych przyjaciół i robimy to samo co oni, kładąc się na zimnej, zakurzonej podłodze.
---
TAM TAM TAM! MADAFAKI! (to nie ma na celu was obrazić. ja po prostu dobry humor mam XD)
Tak. Mój laptop umarł. [*] A na nim miałam napisane do przodu rozdziały. Wszystko przepadło! Ale ja się nie poddaję! Napisałam od nowa rozdział, starając się napisać podobnie, a szczerze to chyba teraz ten rozdział nawet lepiej wyszedł niż w oryginale. 
Dziękuję Wam za aktywność pod ostatnim postem. Jestem pozytywnie zaskoczona! Mam nadzieję, że od teraz będzie tak zawsze. Ma tak być, okay? XD
Ach i jeszcze jedna, mała prośba. Tu macie super, zarąbistego, genialnego bloga mojej przyjaciółki. Proszę komentujcie, obserwujcie itd. 
I ode mnie tyle.
Pozdrawiam. xx

9 komentarzy:

  1. Wiesz, że czytałam już wcześniej i nie mogę się doczekać nowego rozdziału ♡ Weny!
    Pozdrawiam,
    Ja ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne. Tylko, jak Louis znalazła się na ruinach Nowego Jorku?xD Przecież zamknęła oczy i co, już tam była? I, dlaczego nie wiedziała, że szła za sojusznikami?XD I jeśli to symulacja, wyobraźnia jej to nie może wspinać się po tych stopniach itp. xD No, ale dzisiaj mało kumam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, i nie obrażaj się na mnie. Rozdział ma też bardzo dobre strony i ciekawe. :D Zack jest głupi nie sądzę, żebym go polubił, ale on pewnie będzie z Lou. Albo Martin z Angeliną?XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I fajna była scena, gdy Zack.
      - Nie chcę z Tobą tańczyć głupia dziwko!
      XDDD

      Usuń
    2. Lou mało ogarniała, ponieważ była wszystkim lekko wstrząśnięta. Kiedy zamknęła oczy oderwała się od rzeczywistości, a na symulacji na widok swojego miasta zapomniała co się dzieje. Dlatego to takie dziwne...
      Dzięki za koma. xx

      Usuń
  4. Rozumiem jak musi czuć się Louise widząc wszędzie zakochane pary, ale to dobrze, że w takich trudnych chwilach mają czas na zakochanie. I coś już wcześniej czułam, że Louise podoba się Evanowi, a z kolei czytając początek tego rozdziału miałam wrażenie, że jednak cos wyniknie między Angeliną, a Martinem. No cóż, zobaczę, jak się rozwiną sprawy.
    Nadal nie jestem przekonana do Zacka. Chociaż trochę mnie zadowala, że zauroczony Louise nie zwraca uwagi na inne. Mam nadzieję, że to nie tylko pożądanie, ale wyniknie z tego ewentualnie głębsze i silniejsze uczucie, nieoparte na cielesnych odczuciach. Mam nadzieję, że Louise okaże się mądra i mu nie ulegnie. Niech to ona pokaże, że dominuje, a nie on!
    No i Tydzień Przetrwania, czekałam na to. Jestem bardzo ciekawa co takiego tam się wydarzy.
    Współczuję, że komputer Ci padł z napisanymi rozdziałami. Życzę zapału do pisania ich ponownie i niezastąpionej weny. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział dobry :3 podoba mi się.
    Zack, Zack, Zack... Co ta Lou z nim robi >< i on z Lou
    Mam nadzieję, że większość przeżyje Tydzień Przetrwania :'3
    Lou buntowniczka uuu XD
    Weeeeeeeeny :'3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdział. Już nie mogłam się doczekać aż trafią na symulacje!
    --------------------------------------------------
    http://theyarechosen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. "Nie chcę z tobą tańczyć głupia dziwko, rozumiesz?!" XD o rany co to się porobiło na świecie ;-; że niby Evan głupi a Lou zakochana w Zacku (znaczy prawie)? No dobra, jeszcze z jeden rozdział i pójdę spać, bo oderwać się po prostu nie mogę ^.^

    OdpowiedzUsuń