poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 8

   ~Louise~
   Siedzę samotnie przywiązana do krzesła w ciemnościach już z dobrą godzinę. Może więcej. Nie wiem. Straciłam poczucie czasu. 
   Mam nadzieję, że moi przyjaciele nie są w zagrożeniu i nie kupili tak łatwo bajeczki Ryana. Głupio byłoby mu uwierzyć, prawda? To niemożliwe, aby Brooklyn czy Martin zaufali mu. Są za inteligentni i na pewno było czuć podstęp. Przecież Ryan nie jest takim dobrym aktorem. Jest ciamajdą. Nic mu nigdy nie wychodzi. Zawsze zawala sprawę, więc tym razem musiało być podobnie. Tak. Na pewno tak jest. 
   W takim razie... jak się stąd wydostanę? Skoro oni się tu nie pojawią to Michael pewnie od razu mnie zabije. Nie mam jak się obronić. Węzły są za silne, a ja w swoich dłoniach nie mam nic ostrego, aby je przeciąć. Z początku próbowałam się z nich wyszarpać, ale bez skutku, więc po dłuższej czasie przestałam się z tym męczyć.
   Nagle słyszę głosy zbliżające się do mnie. Drzwi się otwierają i do środka wpada trochę światła. Kiedy moje oczy znowu dobrze widzą zauważają, że w pomieszczeniu są trzy osoby i są nimi, Ryan, Evan i Emma. Ach. Czyli podzielili się na grupy. I tak dobrze. Przynajmniej wszyscy nie są narażeni i miło, że chcieli mnie uratować. Słabo się uśmiecham na ich widok. Tylko Emma odwzajemnia gest, a Evan patrzy surowo na Ryana. Odchrząkuję i przyjaciele do mnie podchodzą. Brunet wyciąga nóż i zaczyna przecinać węzły i wtedy w pomieszczeniu pojawiają się Annie i Michael. Już się zastanawiałam czemu ich nie ma.
   Na szczęście Evan zdąża wyswobodzić mnie z węzłów. Okazuje się, że za mną była broń, więc szybko ją chwytam i celuję w swoich przeciwników. Zauważam, że Ryan gdzieś zniknął. Pewnie się schował, bo jak pamiętam strzelanie nie szło mu za zadowalająco. Szczerze mówiąc to nic nie wychodziło mu dobrze. Z nim były największe problemy i Shane się przy nim mocno irytował. 
- Kogo my tu mamy? - Uśmiecha się chytrze Michael, celując do nas bronią. - Gdzie reszta? - Pyta niezadowolony.
- Myślisz, że tak łatwo byśmy uwierzyli twojemu blondaskowi na posyłki? - Kpi Evan.
- Tak. Nie wyglądacie na inteligentnych.
   Widzę złość na twarzy Evana. Już chce coś odpowiedzieć, ale Michael strzela w naszą stronę. Robimy uniki i oddajemy strzały. W pomieszczeniu robi się głośno i każdy teraz martwi się o swoje życie. 
   Razem z przyjaciółmi biegnę do wyjścia. Udaje nam się przebiec obok Annie, która ledwo trzyma broń, ale strzela jak najęta. 
   Na korytarzu co chwilę się za siebie odwracamy i dajemy pojedyncze strzały. Nagle zauważam, jak Evan pada na ziemię. Emma przy nim kuca. Ja również się zatrzymuję. Okazuje się, że chłopak dostał w ramię.
- Uciekajcie! - Krzyczy do nas.
   Nie możemy go tak zostawić. Chcę do niego podejść i zaoferować Emmie, abyśmy go wzięły na ramiona, ale zostaję lekko draśnięta w ramię i szybko na to reaguję. Michael robi chytry uśmieszek.
- Zostawcie mnie! Ratujcie siebie! - Krzyczy Evan i dostaje drugi raz.
   Jego głowa opada na ziemię, a Emma podnosi się ze swojego miejsca, dołączając do mnie i popychając, abym biegła przed siebie. Do wyjścia jest już niedaleko. 
   Strzelam w kierunku Michaela i trafiam go w nogę, na co ten się kuli. Uśmiecham się triumfalnie i razem z Emmą szybko biegniemy do wyjścia. Znowu pada strzał. Tym razem to jest Annie, która potyka się o Evana. Śmieję się pod nosem i nagle znajduję się na dworze.
   Skręcamy w różne uliczki, aby znaleźć się jak najdalej od miejsca, w którym są nasi wrogowie. Po paru minutach zatrzymujemy się przed jakimś budynkiem, ciężko dysząc. Dopiero teraz mam czas pomyśleć nad tym co się wydarzyło. Wtedy za wiele się działo. Myśli nie potrafiły się zebrać w całość. Działałam instynktownie.
   Przed chwilą zostałam uratowana przez Evana i Emmę. Pojawili się Michael z Annie i zaczęli nas atakować. Oczywiście chcieli nas zabić. Tylko po co? Wiem, że Michael musi pokazać swoją siłę, ale na symulacji nie chodzi o to, aby wystrzelić innych kandydatów do armii. 
   Następnie Evan został ranny. Widziałam, że Emmę to zabolało, ale byłam pod wrażeniem, kiedy się ruszyła z miejsca widząc, że brunet praktycznie nie ma szans na przeżycie po drugim strzale. Nie jest taka jak Zoey. Ona nadal by przy nim leżała i sama by zginęła. 
   A co ja czułam na widok ciała Evana? Nie wierzę w to, że on już nie żyje. Na pewno Michael go wykończył. Żałuję, że nie udało nam się go zabrać ze sobą. Naprawdę. Mimo tego jak mnie wkurzał był całkiem w porządku. To na symulacji coś mu odwaliło, ale jednak wrócił po mnie. To było miłe z jego strony i przykro mi z powodu jego śmierci.
   Teraz rozglądam się po okolicy w której się znajduję. Stoimy przed jakimś blokiem, który wygląda całkiem dobrze jak na tutejsze klimaty. 
   Zerkam na Emmę. Widzę, jak po jej twarzy spływają pojedyncze łzy. Podchodzę do niej i kładę rękę na jej ramieniu, słabo się uśmiechając.
- Będzie dobrze - szepczę, a ta kiwa głową.
- Szkoda mi Evana - ociera łzy. Widać, że próbuje być silna.
- Mi też - wzdycham. - Wiem, że ci się podobał.
- Taak. Szkoda, że on nic we mnie nie widział...
- Znajdziesz sobie jeszcze kogoś - pocieszam ją, a ta delikatnie unosi kąciki swoich ust, uspokajając się.
- Co teraz zrobimy? - Pyta. - Jedzenie i wszystkie potrzebne rzeczy do przeżycia mają Brooklyn, Zoey i Martin. Nie mamy nic - zauważa, a ja zaczynam się nad wszystkim zastanawiać.
   Spoglądam na niebo. Robi się już ciemno. Mój wzrok kieruje się na blok przy którym stoimy. Chwytam dziewczynę za nadgarstek i ciągnę ją za sobą. 
   Korytarze są tutaj ciemne i zakurzone. Widzę zepsutą windę i mnóstwo śmieci na ziemi. Zapach też tutaj nie jest najładniejszy, na co marszczę nos. Na ścianach zauważam różnego typu graffiti. 
   Wchodzę z dziewczyną po schodach na drugie piętro i podchodzimy do jednych z bardziej zadbanych drzwi. Ściskam klamkę i lekko popycham drewnianą powłokę. Naszym oczom ujawnia się całkiem przytulne pomieszczenie. Na ziemi porozwalane jest niewiele rzeczy. Wygląda jakby mieszkańcy pakowali się w pośpiechu. Ale meble są zadbane. Pomieszczenie wydaje się być nieodwiedzone przez symulowanych żołnierzy czy kogokolwiek innego. Ściany są beżowe i wiszą na nich nierówno zdjęcia i obrazy. Na stoliku widzę zwiędłe kwiaty w wazonie, a okna są pobite. Na podłodze również walają się pojedyncze książki. 
   Wchodzimy w głąb mieszkania i kierujemy się teraz do kuchni. Emma sięga do jednej z półek i znajduje coś do jedzenia. Ja zauważam butelki z wodą. Zaryzykować? I tak nie przeżyjemy bez jedzenia, więc czemu nie? Zaczynamy szykować sobie posiłek i nalewamy wody do znalezionych szklanek w jednej z szafek. 
   Gotowe idziemy do salonu i zajmujemy miejsca na kanapie. Siadamy po turecku i zaczynamy spożywać kolację. Jemy w ciszy, a kiedy już kończymy zmęczone rozglądamy się za jakimiś kocami, ponieważ jest tutaj zimno. Znajdujemy parę w sypialni. Szczerze to czemu by nie zająć tego łóżka? 
   Emma chyba zdąża się rozluźnić i rzuca się na mebel jak małe dziecko. Pod jej ciężarem łóżko się ugina i dziewczyna zaczyna się śmiać, klepiąc miejsce obok siebie, abym do niej dołączyła. Z niepewnym uśmiechem kładę się obok niej i przyglądam sufitowi.
- Co zrobimy? - Pytam.
- Chyba możemy tu zostać. Nikt tutaj nie zagląda i mamy jedzenie i picie...
- Przyda nam się trochę odpoczynku - wzdycham. - Może zostaniemy tu na jeden dzień? - Oferuję.
- Dla mnie może być - uśmiecha się. - Jestem trochę zmęczona tą akcją ratowania cię. Mogłabyś się bardziej pilnować - żartuje, a ja zaczynam się śmiać i dźgam ją w brzuch swoim długim, chudym palcem, na co dziewczyna podskakuje i rewanżuje się, łaskocząc mnie. Wybucham niekontrolowanym śmiechem i postanawiam się bronić. Nagle rzucamy w siebie poduszkami i zapominamy o tym, co jeszcze niedawno się wydarzyło i gdzie właśnie się znajdujemy.
~Annie~
   Siedzę samotnie na swoim łóżku w białym pomieszczeniu z lekko wybrudzonymi ścianami. To nie jest szczyt moich marzeń. Normalnie nigdy bym nie siedziała w takim miejscu, ale tutaj nie ma co wybrzydzać i przynajmniej jestem z Michaelem, a to liczyło się dla mnie już od dłuższego czasu.
   W pewnym momencie pojawia się u mnie Ryan z jedzeniem. Fukam coś pod nosem i z niezadowoleniem kieruję na niego wzrok.
- Przyniosłem ci coś na ząb - uśmiecha się głupkowato.
- Dzięki, Ryan - mówię przesłodzonym głosem, robiąc fałszywy uśmiech.
- Chcesz żebym z tobą posiedział?
- Nie. Możesz już sobie iść - zmieniam ton na ostrzejszy, ponieważ blondyn strasznie mnie irytuje.
- Dobranoc - żegna się, zamykając drzwi, a ja nic mu nie odpowiadam.
   Kiedy biorę się za posiłek, drewniana powłoka otwiera się, a w pomieszczeniu pojawia się wściekły Michael.
- Uciekły nam! - Wrzeszczy.
- Przecież wiem - przewracam oczami, wkładając do ust kanapkę przygotowaną przez blondyna.
- Mogliśmy ją od razu zabić! 
- Michael - odkładam tacę z jedzeniem. - Trochę cię nie rozumiem - marszczę czoło. - Po co chcesz ich śmierci? 
- Musimy się pozbyć najlepszych, a skoro na symulacji widzą nas tylko wtedy, kiedy walczymy z ich symulowanymi żołnierzami, czemu by nie skorzystać z okazji zabicia przeciwników bez konsekwencji? - Unosi brew.
- Nadal cię nie rozumiem - kręcę głową.
   Brunet podchodzi do mnie i siada na brzegu łóżka, ciągnąc mnie za kostki. Przez moje ciało przechodzą przyjemne prądy, a chłopak nachyla się nade mną. Nasze twarze dzieli tylko parę milimetrów. Czuję jego ciepły oddech na sobie, co sprawia, że zabiera mi dech w piersiach, a serce przyspiesza rytm swojego bicia. Ciemnooki chwyta mnie za nadgarstki i uniemożliwia poruszanie się.
- Skarbie. Gdyby nie moi głupi rodzice już dawno byłbym w Armii Mrocznych. Szczerze... to tak jakby już w niej jestem. Tylko ja - mówi dumnie - zostałem tajnym agentem i moim zadaniem jest śledzić poczynania prezydenta Bonum oraz pozbycia się najsilniejszy jeśli to jest tylko możliwe - zniża głos, który swoją drogą jest bardzo seksowny. 
- Armii Mrocznych? Michael. Za panowania Jasona nie było dobrze - zauważam, a jego wzrok wypala teraz moją skórę.
- Jesteś naiwna - śmieje się i złącza nasze usta w pocałunku, który jest bardzo namiętny i pełen pożądania.
   Temperatura mojego ciała nagle wzrasta, a brunet zaczyna podnosić moją koszulkę, która po chwili ze mnie znika. Robiłam to już nie jeden raz, więc z wielką pewnością zdejmuję jego i po paru chwilach leżymy nadzy w moim łóżku i sprawiamy sobie przyjemność.
~Brooklyn~
   Po całym dniu wędrówki w ciszy znaleźliśmy schronienie na dzisiejszą noc. Siedzę na zewnątrz, aby przyjrzeć się gwiazdom.
   Ciekawa jestem czy Lou jest cała. Czy udało im się ją uwolnić i czy wszyscy są cali. Czuję, że tak nie jest. Na pewno coś się komuś stało, ale jednak mam ogromną nadzieję, że Louise wyszła z tego cało. Nie mogłabym znieść jej śmierci.
   Z myśli wyrywa mnie Martin, szturchający moje ramię i uśmiechający się słabo.
- Wszystko w porządku?
- Nie - kręcę przecząco głową. - Martwię się o Lou.
- Ach! - Macha ręką. - O nią bym się nie martwił. Obydwoje dobrze ją znamy i wiemy jaka jest. Ona na pewno żyje. Bardziej bym się martwił o Emmę czy Evana - śmieje się, a ja daję mu kuksańca.
- W ogóle się nie boisz, że coś się jej stało? - Pytam z wyrzutem. 
- Brooklyn ile razy widzieliśmy Lou w akcji? - Unosi brew.
- Niby tak, ale... to nie to samo. Michael przecież był uzbrojony. To, że Louise umie się bić nie znaczy, że Michael nie umie celnie strzelać - słychać w moim głosie przejęcie.
   Blondyn mnie obejmuje i gładzi ramię. 
- Na pewno dała sobie radę - patrzy w gwiazdy. 
- Ale oni nie mają nic do jedzenia i picia. Wszystko wzięliśmy my - szybko zauważam i odsuwam się od blondyna.
- Brooklyn - wznosi oczy ku górze.
- Może masz rację. Za bardzo się przejmuję - ściszam głos i spuszczam głowę.
- Wracamy do środka? - Oferuje, a ja kiwam potakująco głową i obydwoje podnosimy się ze swoich miejsc, kierując się do środka. Kładziemy się niedaleko Zoey. 
   Jednak myliłam się z tym, że śpi. Słyszę, jak szlocha, co mnie lekko denerwuje. Nie przestaje płakać od śmierci Johna. Już prawie cały dzień minął, a ona ciągle wypuszcza łzy. Ani razu się jeszcze nie odezwała. 
   Próbuję zasnąć, co nie jest łatwe przy jej szlochach. Mam nadzieję, że jutro będzie spokojniejsza i może wreszcie się do nas odezwie bez przymusu.
~Louise~
   Układamy się z Emmą do snu i dziewczyna po pewnym czasie się odzywa.
- Lou? Śpisz? - Szepcze.
- Nie - jęczę, odwracając głowę w jej stronę.
- Jak myślisz? Co teraz robią Brooklyn, Martin i Zoey?
- Pewnie śpią - mówię marudnym tonem, a moja towarzyszka chichocze.
- Przepraszam. 
- Emma?
- Tak?
- Po czym poznałaś, że podoba ci się Evan? Jak to się zaczęło? - Postanawiam zapytać, ponieważ myśli o Zacku wystarczająco mnie dręczą. Może uczucia dziewczyny jakoś mi pomogą.
- Em... On mi się już podobał zanim zostaliśmy wylosowani - mówi niepewnie. - Ale wiesz. Byłam wtedy bardzo nieśmiała, niepewna siebie. Mało mówiłam, ponieważ bałam się tego co pomyślą sobie inni. Dopiero na treningach się przełamałam, zaczęłam więcej mówić i nie żyłam w strachu, że ktoś mnie przezwie, powie, że jestem dziwna. To pewnie też twoja zasługa, ponieważ mnie polubiłaś i chętnie ze mną rozmawiałaś, a widziałam, że wszyscy dookoła darzą cię sympatią. Jesteś naprawdę bardzo miłą i niesamowitą osobą - czuję ciepło w środku. - Swoim towarzystwem pomogłaś mi się przełamać i zaczęłam sama rozmawiać z innymi. 
- Ja? Miła? Niesamowita? Mhm - śmieję się.
- Nie wierzysz mi? - Dołącza do mnie.
- Jestem uparta, wredna, zbyt pewna siebie - wymieniam.
- Zaraz mi powiesz, że jesteś kopią Zacka - chichocze, ale po chwili przestaje, ponieważ zdaje sobie sprawę ze swoich słów. - Nie to chciałam powiedzieć - tłumaczy się, skruszonym głosem.
- Nie, nie. Nic się nie stało - uspokajam ją. Oczywiście, że źle się poczułam, kiedy mnie do niego porównała, ale nie chcę ją zamartwiać.
- Ty naprawdę nic do niego nie czujesz? - Pyta niepewnie.
- Emma - wzdycham. - Pójdźmy już spać, okay? - Odwracam się od niej, naciągając na siebie okrycie.
- Dobrze... Przepraszam...
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiada, wiercąc się, aby znaleźć wygodną pozycję.
   Po chwili słyszę jej chrapanie, a ja nie mogę zasnąć poprzez dręczące mnie myśli o mulacie. Jestem do niego podobna? 
   Przyłapuję się nawet na rozmyślaniu o tym, co chłopak może teraz robić. Czy myśli o mnie? 
   Nie powinnam teraz tak o nim dumać. Przecież najważniejsza jestem teraz ja i Emma, to czy przeżyjemy. On nie może mnie w tej chwili obchodzić. Będę się nim mogła zamartwiać, jak już ukończymy symulację.
---
Witam Was z rozdziałem ósmym! :D Nie jest już tak krótki jak poprzedni, więc jestem z siebie dumna i mam nadzieję, że Wy jesteście z tego zadowoleni. Nie wiem czy nie namieszałam z tymi perspektywami, ale znam blogi, które robią to jeszcze częściej. >.>
Znowu kogoś zabiłam w tym rozdziale. Pewnie parę osób ma mi za złe, że tym kimś jest Evan. Przepraszam.
Co sądzicie o Emmie, Annie? I czy podobała się wam ta cała akcja ratownicza? Myślę, że za słabo to opisałam, ale mi tego typu rzeczy sprawiają trudność. >< 
Zostałam również nominowana do nagrody Liebster Award przez Blueberry. Wszystko macie w odpowiedniej zakładce. :))
Niedługo rok szkolny. Umieram. Czy Wam też wakacje zleciały tak szybko? Ja pamiętam, że jeszcze wczoraj kończyłam gimnazjum i stresowałam się rekrutacją, a tu już za parę dni zacznie się rok szkolny. ;-;
Nie będę już Wam przynudzać, więc...
Dziękuję za komentarze, wyświetlenia, miłe słowa i co tam jeszcze. Liczę na kolejne komentarze, które mają wpływ na dodanie następnego rozdziału, więc jak to czytasz nie zwlekaj i napisz nawet marne "Podobało mi się" albo "Piszesz słabe rozdziały!!! ><" (Tak odbija mi. Mam dobry humor).
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Dzięki, cześć, na razie, pa, trzymajcie się, do następnego razu!
Dobranoc wiedzenia. xx
PS Dzięki za ponad 2000 wyświetleń! <3

8 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podobało :D Dobrze, że używasz kilka perspektyw, bo ciągle się coś dzieje :) Akcję ratowniczą jak dla mnie opisałaś dobrze, tglko szkoda, źże Evan zginął >.< Emma jest fajna, nie to co ta płaczka Zoey O.o A Annie...wredna jesti tyle, ale przynajmniej nie jest za tym, żeby wszystkich pozabijać.
    No to ode mnie już chyba wszystko... Do następnego ! Weny ! Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie ktoś zginął! Znaczy wiesz... żal i wgl, no ale jednak to w końcu jest taki temat, więc... No chyba ktoś jeszcze zginie :D
    Chyba jestem baaardzooo zła... Nie dobrze... :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Michael i Annie tak bardzo się pieprzą. <3 Dobrze, że dałaś jej perspektywę! :'3 Emma jest, jednak dosyć fajna, ale nie lepsza od Brooklyn. Coś się stanie w tym ''przytulnym domku'', ja to wiem >.< Może zostaną lesbijkami?XDDDD No... Louise nie, bo Zack, ale Emma... Evanowi się należało. Nienawidziłem go. Od początku. Zawsze. I nadal nienawidzę. Amen. Annie na początku wydawała się być głupia, ale teraz okazuje się być fajna. A Ryan taki miły dla niej. XD Ech, gadam od rzeczy. Rozdział świetny.
    Weny i pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kot mi lezy na kolanach to sie nie wypowim ale fajne xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No razem się spodziewałam, że ktoś umrze, ale bardziej obstawiałam Emmę niestety. Lubię ją i chciałabym, by przeżyła, bo wydaje się sympatyczna. Louise wykazała się prawdziwym koleżeństwem, pomagając Emmie stać się odważniejszą. Co do Ethana, szkoda mi go, mimo że był palantem. Własnie się tak zastanawiałam, po co Annie i Michael chcą zabijać konkurencję. Zaskoczyłaś mnie ze chłopak jest w Armii Mrocznych. Wow, jest jeszcze ciekawiej! I sądzę, że Annie jest megazadowolona, że przespała się z Michalem. XD Ale dalej jej nie lubię. A Ryan to taki papeć na usługi :D
    Nie powiedziałabym, że Louise jest podobna do Zacka. Może ma jego cechy, jest odważna, silna, pewna siebie i wytrzymała, może czasem nieempatyczna, ale Zack jest złym człowiekiem, a Louise dobrym. No to teraz jestem całkowicie pewna, że blondynka zakochuje się w mulacie. jak już pisałam, mam nadzieję, że koleś się zmieni, bo nie dzierżę jego charakteru.
    Ogólnie rozdział Ci się baardzo udał. Może trochę za dużo perspektyw, ale się dopełniają i fajnie się to czyta.
    Pozdrawiam serdecznie :*
    I zapraszam do siebie na nowy rozdizał:
    http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! Dopiero znalazłam Twój blog i przeczytałam wszystkie rozdziały jednym tchem! Bardzo mi się podoba! Oby tak dalej!
    Czekam na więcej :)
    Nominowałam Cię do LBA! :)
    Więcej informacji na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne! Czekam na kolejne części.! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Znowu świetnie *.* ale nie. Nienienienienie czemu Evan?! :'< :-; Znowu ktoś umar. I to Evan umar ;^;
    Szkoda. A tak to było super ^.^ jak ją odbijali też.
    "- Brooklyn - wznosi oczy ku kurze." śmiechłam :'D chociaż to pewnie nie było specjalnie XD No, Emma jest fajna, a Michael dziwny. Weny ^^ (tak wiem że zostało mi jeszcze jakieś 12 rozdziałów do nadrobienia :-: ^-^)

    OdpowiedzUsuń