poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 21

   Kiedy się obudziłam ujrzałam ciemność. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że jest noc. Zauważyłam, że jestem w punkcie medycznym. Poczułam także, jak ktoś trzyma mnie za dłoń, dlatego spojrzałam w tamtą stronę i mój wzrok napotkał Zacka. Spał, trzymając mnie za dłoń. Miał delikatnie rozchylone usta i muszę przyznać, że wyglądał uroczo. Poczułam nawet takie miłe uczucie w środku na myśl, że postanowił spędzić tę noc przy mnie. Uśmiechnęłam się i pogładziłam jego dłoń swoim kciukiem. Czułam radość w środku. On tak się zmienił...
    Próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego tutaj jestem i wtedy wszystkie wspomnienia do mnie powróciły. 
    Atak na bankiet Bożonarodzeniowy.
    Michael.
    Rana na ramieniu.
    Rozmowa z prezydentem.
    Jego słowa o zbliżającej się wojnie.
    I wtedy zemdlałam, dlatego tutaj jestem. 
    Nadal mi się to w głowie nie mieści. Wojna? Już teraz? Dlaczego tak szybko? Nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do tego, że należę do armii. Może po części stało się dla mnie codziennością spędzanie tu czasu, ćwiczenia z Zackiem, ale na pewno nie byłam jeszcze gotowa do walki. 
   Jednak postanowiłam się w tym momencie o to nie martwić, dlatego ponownie ułożyłam głowę na poduszkach, próbując zasnąć i wtedy usłyszałam głos chłopka:
- Tak bardzo się o ciebie martwię, Louise.
- Śpisz?
    Nie usłyszałam odpowiedzi. Mulat miał zamknięte oczy, czyli prawdopodobnie powiedział to przez sen. Mimo to, te słowa sprawiły, że poczułam ciepło w środku. Taka radość, że w jakiś sposób mu na mnie zależy. Nie wiem kiedy zaczęłam się w nim zakochiwać, ale z dnia na dzień coraz bardziej przekonuję się do tego, że on na to zasługuje. Na uwagę ode mnie.
***
dwa dni później
   Dzisiejszego ranka, kiedy się obudziłam uświadomiłam sobie, że jest to pierwszy dzień zawodów na Najlepszego Walecznego i nie wiem czemu, ale nie miałam specjalnej ochoty na to. Wolałam polenić się w swoim pokoju. Ewentualnie pogadać z kimś. Np. z Brooklyn. Lub Zackiem. Niestety nie jest mi to dane i niechętnie podnoszę się z łóżka, podchodząc do szafy, aby wybrać sobie strój na dzisiejszy dzień. Nawet jeśli na zawody będę musiała się przebrać.
   Na stołówce rozglądałam się za znajomymi twarzami. Najpierw moje spojrzenia napotkało Martina i Angeline, siedzących razem i dyskutujących na jakiś temat. Blondyn wyglądał na zdenerwowanego. Kompletnie nie mam pojęcia czym to może być spowodowane.
    Postanowiłam dalej poszukiwać kogoś z kim mogę zjeść śniadanie i wtedy poczułam, jak ktoś mnie ciągnie za nadgarstek, a ja wpadam na jego tors, zaciągając się jego cudownym zapachem. 
    Zack.
- Nie masz z kim zjeść śniadania? - Zapytał lekko rozbawiony, a ja przewróciłam oczami. To nie było takie śmieszne. Trochę mnie posmucił widok Martina i świadomość, że nie chce, abym się do niego dosiadła.
- Najwidoczniej - wzruszyłam ramionami, patrząc w stronę blondyna, a wtedy Zack zrobił to samo i usłyszałam jego westchnięcie.
- Przykro mi, że to z mojego powodu - powiedział smutno, a ja szybko spojrzałam w jego stronę. On naprawdę siebie o to obwinia? W sumie jest to prawdą, ponieważ Martin nie chce ze mną rozmawiać tak długo jak lubię Zacka, a ja go naprawdę lubię. Bardzo.
- To on jest głupi. Powinien się z tym pogodzić, że cię lubię - powiedziałam obojętnie i zaczęłam kierować się w stronę wolnych miejsc, a Mulat szedł zaraz za mną.
- Lubisz mnie? - Spytał, a w jego głosie usłyszałam zdziwienie.
- Tak - odpowiedziałam, jakby to było oczywiste. - Naprawdę cię lubię, Zack - uśmiechnęłam się delikatnie, zajmując miejsce. Zack usiadał zaraz obok mnie.
- Też cię lubię - powiedział. Poczułam się przez chwilę jak dzieci w przedszkolu, które postanawiają się zaprzyjaźnić, mówiąc sobie, że się lubią. Jednak ja myślałam, że już jesteśmy tak jakby przyjaciółmi. Na dodatek takimi, którzy chcą czegoś więcej, ale jak na razie boją się tego spróbować. A przynajmniej ja się boję.
- Czemu myślałeś, że cię nie lubię? 
- Odkąd się poznaliśmy ty mnie nienawidziłaś. Myślałem, że teraz ledwo mnie tolerujesz - wyjaśnił, zaczynając szykować sobie kanapkę.
- Cóż. Od jakiegoś czasu zdążyłam cię polubić - również wzięłam się za szykowanie sobie posiłku.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy - spojrzałam na niego i zauważyłam na jego twarzy mały uśmiech, a kiedy na mnie spojrzał, ujrzałam w jego oczach małe iskierki. Zawsze kiedy się uśmiecha wygląda młodziej i tak jest i tym razem. 
    Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę aż w końcu chrząknęłam. Poczułam się niezręcznie w tej chwili. 
- Gotowa na dzisiejszy dzień? - Zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna w duchu.
- Myślę, że tak. Jednak nie chce mam na niego ochoty - jęknęłam.
- Czemu? 
- Wolałabym się trochę polenić dzisiaj.
- Dwa dni ci nie wystarczyły? - Zaśmiał się cicho, na co go szturchnęłam. Chłopak udawał, że go to zabolało, przez co ja zachichotałam.
- Nie. Zdecydowanie nie.
- A w tym wolnym dniu było miejsce dla mnie? - Poruszał zabawnie brwiami.
- Nie wiem - droczyłam się z nim. - Możee - przeciągnęłam samogłoskę.
- Co byśmy wtedy robili?
- Siedzieli w ciszy? No może trochę rozmawiali - wzruszyłam ramionami. - Tak jak teraz. Naprawdę mam ochotę, aby spędzić tak dzień. Nie wiem, kiedy ostatnio miałam tyle luzu - westchnęłam.
- Spokojnie. Jeszcze zawody, nowy rok i będziesz miała spokój - uśmiechnął się. - I chętnie do ciebie wpadnę, aby się polenić - zamruczał ostatnie słowo, a ja poczułam czerwień na swoich policzkach. Jak on to robi?!
    Po śniadaniu Zack stwierdził, że chce mi coś pokazać, dlatego kierowaliśmy się na drugie piętro wzdłuż korytarza i nagle pojawiliśmy się w białej sali, gdzie na ścianie wisiało mnóstwo zdjęć, a nad nimi widniał złoty napis "Najlepsi Waleczni".
     Zauważyłam, że najnowsze zdjęcie należało do Bradleya, co mnie nieźle zaskoczyło. Obok niego znajdował się Shane. A później Zack. Jednak nadal nie mogłam uwierzyć w to, że Bradley tutaj jest. Nie wygląda na takiego, a jednak... Na dodatek w mojej głowie zaświtała mała lampka informująca o tym, że jego mentorem pewnie był Zack.
    Spojrzałam na Mulata, który był wpatrzony we mnie jak w obrazek. Uśmiechał się, czym mnie zawstydził. Nie mogę się przyzwyczaić do tego jak na mnie patrzyć. To już nie jest pożądliwe spojrzenie. To spojrzenie sprawia, że czuję się szczęśliwsza w jakiś sposób.
    Kiedy chłopak zorientował się, że się na mnie gapi pokręcił głową.
- Zaskoczona tym, że jest tu Bradley?
- Tak - kiwam głową. - Był naprawdę lepszy od wszystkich?
- Nawet nie zdajesz się sprawy jaki jest dobry - zaśmiał się cicho. - Nikt w niego nie wierzył. Oprócz mnie - powiedział, jakby był z siebie dumny. A mnie jego słowa urzekły. On w kogoś wierzył? Myślałam, że on wybiera tych co na pierwszy rzut oka są lepsi. Shane wygląda na takiego. Mnie wybrał bardziej z tego, że chciał mnie poderwać. Tak pewnie w jego ręce wpadłby Michael. Ale Bradley? Może naprawdę jest dobry tylko na takiego nie wygląda.
- Pozory często mylą, Louise. Doświadczyłem tego właśnie na Shanie i Bradleyu. Wyglądają na jednych są kimś zupełnie innym - powiedział zamyślony, a ja zaczęłam analizować jego słowa. Chciał mi przez to powiedzieć, że Shane wcale nie jest taki dobry jak wszystkim się wydaje? Dlatego się tak nie lubią? Pewnie Zackowi często zdarzało się go obrażać, a po Shanie widzę, że nie lubi takiego traktowania. Bradley jest za to bardzo skromny. 
   Kiedy tak ponownie przyglądałam się zdjęciom, poczułam jak Zack mnie obejmuje od tyłu. Znieruchomiałam, a przez moje ciało przebiegły przyjemne prądy. Jego dotyk sprawiał, że zapominałam o wszystkim co się wokół mnie dzieje. Wstrzymałam oddech, a jednocześnie czułam się tak dobrze, czując jego ciepło.
- Też tu będziesz - szepnął. - Twoje zdjęcie zawiśnie obok Bradleya - powiedział cicho, a ja poczułam rumieńce na twarzy.
- To będzie twoja zasługa.
- Nasza - powiedział, chowając twarz w moich włosach. Poczułam się jakoś inaczej. Nie umiem tego określić, chociaż podobne uczucia wywoływał u mnie Luke. Jednak o wiele słabsze od tego, co w tej chwili czuję.
    Zack odwrócił mnie w swoją stronę, a ja zszokowana wpatrywałam się w jego oczy. On zaś patrzył na mnie z troską, czułością. Przerażona skanowałam całą jego twarz. Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Bałam się tego co w tym momencie chce zrobić. Bałam się miłości.
    Mulat powoli odgarnął kosmyk moich włosów za ucho i przejechał dłonią po moim policzku. Po tych drobnych gestach jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej i w tym momencie spanikowana wyrwałam się z jego uścisku. 
    Wybiegłam z sali, nie oglądając się za siebie. Wiem, że źle zrobiłam. Zostawiłam go zdezorientowanego, ale nie wiem czemu nie potrafiłam do tego dopuścić. Za bardzo się bałam, chociaż sama po części tego chciałam.
- Louise? - Usłyszałam za sobą jego głos i przyspieszyłam tempa, aby ukryć się w swoim pokoju.
    Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wskoczyłam na łóżko, chowając twarz w poduszkach. Nie płakałam, tylko zaczęłam nad wszystkim myśleć. Utrudniało mi pukanie do drzwi i krzyk chłopaka:
- Lou?! Co zrobiłem?! Przepraszam! Nie chciałem cię wystraszyć! Lou, proszę otwórz! - Jego głos był załamany. Poczułam delikatne ukłucie w środku. To przeze mnie. To przeze mnie Zack jest załamany. Zamiast mu po prostu powiedzieć, że nie jestem gotowa uciekłam jakby był potworem, a przecież tak nie jest.
- Louise? - Usłyszałam głos Brooklyn. - Mogę wejść? - Spytała, delikatnie uchylając drzwi, a ja pokiwałam głową. Brunetka zajęła miejsce na moim łóżku, przyglądając mi się. - Co się stało? Co Zack robił pod twoimi drzwiami.. - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymała. Co chciała powiedzieć?
- On chciał mnie pocałować - powiedziałam cicho, a oczy przyjaciółki zrobiły się większe.
- Nie pozwoliłaś mu? - Zapytała lekko zdziwiona.
- Chciałam, ale chyba nie jestem gotowa. Boję się tego. Boję się, że znowu ktoś mnie zrani, Brook - wyjaśniłam.
- Jestem pewna, że on nie jest taki jak Luke. Widać to po nim - położyła dłoń na moim kolanie.
- Wiem, ale i tak się boję - westchnęłam.
- Ranisz w ten sposób i siebie, i jego. Jeszcze jakbyś nic do niego nie czuła, ale widzę, że jest inaczej. Zależy wam obu na sobie.
   Skąd ona wie, że jemu na mnie zależy? Że on teraz cierpi? Naprawdę to wszystko tak widać. Że coś między nami jest? 
- Ja się tylko boję - powtórzyłam.
- Nie bój się miłości, Lou. Ona mimo wszystko jest piękna - uśmiechnęła się do mnie delikatnie, a ja pokiwałam głową. 
***
   Staliśmy wszyscy w sali symulacji, gdzie czekaliśmy na prezydenta, aby rozpocząć zawody. Przez trzy dni otrzymamy trzy różne zadania. Przy jednych będą nam pomagać mentorzy, przy drugich nie. 
    Rozglądałam się po pomieszczeniu szukając Zacka. Długo go nie mogłam dojrzeć, ale w końcu się pojawił, a zaraz za nim zauważyłam prezydenta, jednak nie poświęciłam mu zbyt wiele uwagi, ponieważ mój wzrok skupił się na Mulacie, który miał poczerwieniałe oczy. Czy... Czy on płakał?
   Chłopak stanął obok mnie, jednak nie spojrzał na mnie. Zdaję sobie sprawę, że musiało mu być ciężko. Szczególnie po tym jak od niego uciekłam. Bez wyjaśnienia.
- Witam wszystkich tutaj zabranych - usłyszałam głos prezydenta, kiedy wpatrywałam się w Mulata i rozmyślałam o nim. Nie za bardzo go słuchałam. Wyłapała najważniejsze informacje, dotyczące zawodów. Czyli zasady i to jakie dzisiaj mamy zadanie. Mamy odnaleźć skrzynię. Przyznam, że dość dziwne zadanie, bo co to ma do wojny, ale cóż. To nie ja tutaj wymyślam zadania tylko je przyjmuję.
    Rozdali nam broń i nałożyliśmy na oczy okulary, dzięki którym według naszego umysłu zostaniemy przeniesieni w inne miejsce.
    Moim oczom ujawnił się las. W głowie miałam ogromny mętlik przez natłok myśli o Zacku. Zauważyłam, że jesteśmy tutaj sami, jednak nie jestem pewna czy od początku, ponieważ cały ten czas myślałam o Mulacie. O tym jak go zraniłam.
- Masz zamiar tak stać jak kołek? - Zakpił. - Myślisz, że będziesz najlepsza za ładną buźkę? - Powiedział niemiło, a ja na niego spojrzałam ze zmarszczonym czołem. Ja tu się o niego martwię. Jest mi jego żal, a on teraz tak nieprzyjemnie się do mnie zwraca?
   Pokręciłam głową i zaczęłam się kierować przed siebie. Usłyszałam jego kroki za sobą.
- Pewnie. Teraz mnie ignoruj - prychnął, a ja przewróciłam oczami. Jeszcze jedna uwaga i wybuchnę. - Nic nie powiesz? Nie zarzucisz kolejnym kłamstwem? 
  Odwróciłam się do niego gwałtownie, wyginając mu rękę. Nie spodziewał się tego.
- Jakim kłamstwem?! Wiesz, że ani razu cię nie okłamałam? - Spytałam wściekłą.
- Mówisz mi, że mnie lubisz, a później uciekasz ode mnie zamiast mi w prost powiedzieć, że tego nie chcesz - warknął, wyrywając swoją rękę z mojego uścisku i patrząc na mnie wrogo. Zatkało mnie, ponieważ powiedział prawdę.
- A może ja chcę? - Spytałam cicho.
- Chcesz? - Uniósł brew. Nadal był zły. - Chcesz, abym cię pocałował? - Zapytał, zbliżając się do mnie, a ja wtedy wstrzymałam oddech, stawiając krok w tył, na co się zaśmiał. - Widzę właśnie - machnął ręką.
- Może ja się po prostu boję? - Szepnęłam.
- Czego się boisz? - Spojrzał w moje oczy wyraźnie zaskoczony moimi słowami.
- Miłości - odpowiedziałam po dłuższej chwili, a Zack przytaknął ze zrozumieniem. 
- Nie zranię cię, Louise - powiedział. - Zależy mi na tobie - przybliżył się do mnie, a ja próbowałam pokonać ten strach. Jego słowa nawet trochę pomagały, ale nadal nie byłam tego wszystkiego pewna.
- Nie umiem - powiedziałam cicho, spuszczając głowę. Czułam się żałośnie. Chłopakowi na mnie zależało. Ja chciałam go pocałować, ale nie umiałam. Nie potrafiłam pokonać tego strachu.
   Mulat złapał mnie za brodę, zmuszając bym na niego spojrzała. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Moje były trochę posmutniałe, a jego patrzyły na mnie z troską.
- Rozumiem - powiedział cicho i wtedy usłyszeliśmy czyjeś kroki, na co Zack mnie popchnął na ziemię.
   Leżałam pod nim, co było dla mnie trochę niekomfortowe. Dawny Zack na pewno by to głupio skomentował. Obecny nie wiem. 
    Leżeliśmy w ciszy. Usłyszałam głos Michaela. Zauważyłam też Lindsay, ale ona nic nie mówiła. Po prostu szli przed siebie. Kiedy w końcu się od nas oddalili głośno wypuściłam powietrze. Chciałam się już podnieść, lecz Zack mi na to nie pozwalał.
- Gdzie się wybierasz, skarbie? - Zaśmiał się. Wyglądał tak pięknie z tym uśmiechem.
- Pozwól mi wstać - jęknęłam.
- Mnie tam bardzo pasuje nasza obecna pozycja - ponownie się zaśmiał, a ja przewróciłam oczami, jednak po chwili również zaczęłam się śmiać. Nie mówił to takim tonem, jakby naprawdę chciał mnie w tym momencie przelecieć. Może o tym myślał, ale jego głos tego nie okazywał.
- Wstawaj, bo przez ciebie przegramy - powiedziałam rozbawiona, a wtedy chłopak się ze mnie podniósł.
    Kierowaliśmy się przed siebie, już rozluźnieni. Zack wyglądał na zadowolonego. Cieszyłam się, że już sobie to wyjaśniliśmy. Mam nadzieję, że będzie w stanie na mnie poczekać. Na to aż będę gotowa na jego miłość. Na to wszyscy co możemy otrzymać razem. 
    W pewnym momencie naszej wędrówki zauważyłam mały domek na drzewie. Spojrzałam na Zacka, który kiwnął głową na chatkę i kazał mi wejść tam pierwszej. Miałam świadomość, że w momencie wchodzenia gapił się na mój tyłek, dlatego dla zabawy zaczęłam nim bardziej poruszać niż to było konieczne. Usłyszałam jego jęk z tyłu i cicho zachichotałam. 
- Właśnie widzę jak się boisz miłości - zakpił. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy co chciałbym z tobą teraz zrobić - mruknął, fantazjując. Nie mogłam mieć mu za złe za te słowa. Sama do tego doprowadziłam. Świadomie. Jedynie do kogo mogę mieć skargi to do siebie.
   Pokręciłam rozbawiona głową i zaczęłam wchodzić po schodach. W chatce było ciemno i pełno w było w niej kurzu, że aż kręciło mnie w nosie.
    Kiedy zaczęłam wchodzić po schodach ktoś pchnął mnie na ścianę, a ja wtedy kopnęłam go między nogami, na co jęknął. Ten jęk należał do Michaela. Uśmiechnęłam się triumfalnie i biegłam do góry. 
    Znajdowały tu się różne meble. Pierwsze miejsce na jakie wpadłam, gdzie mogłaby być ukryta skrzynia była szafa i okazała się ona strzałem w dziesiątkę, ponieważ własnie tam ona była i kiedy jej dotknęłam wszystko co było przede mną nagle zniknęło z moich oczu. Ujawniła mi się ciemność i słyszałam głosy różnych ludzi. Zdjęła okulary i moim oczom pokazała się sala symulacji. 
    Zadanie wydawało mi się zbyt proste. Mieliśmy chyba po prostu szczęście, że odnaleźliśmy ten domek. Przecież przez większość czasu się kłóciliśmy. Na dodatek Michael nie próbował walczyć. Jakby chciał, abym wygrała. Kompletnie tego nie rozumiem.
- Proszę państwa! Pierwsze zadanie zwyciężyła Louise! - Krzyknął pan Bonum, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Kto by się nie cieszył ze swojego zwycięstwa?
    Instynktownie wskoczyłam Zackowi w ramiona, a ten mnie uniósł obracając nas wokół osi. Śmialiśmy się i czuliśmy radość ze zwycięstwa oraz z tego, że jesteśmy tu razem. 
    Kiedy odstawił mnie na ziemię, wpatrywałam się w jego radosne tęczówki i miałam ochotę przywrzeć swoimi wargami do jego, jednak powstrzymała mnie świadomość, że są tu również inni ludzie, którzy i tak już nam się dziwnie przyglądali.
   Moje spojrzenie spotkało się z tęczówkami Martina, który przyglądał mnie się trochę smutno, ale jednocześnie jakby zżerała go zazdrość. Pewnie dlatego, że przytuliłam się z Zackiem. Naprawdę jest mi go żal.
    Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu i jak się okazało należała ona do Brooklyn, która się do mnie przytuliła.
- Gratuluję zwycięstwa - zaśmiała się, tuląc mnie. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki. - Jednak następnym razem was pokonamy - powiedziała poważniej, odsuwając się ode mnie, a ja cicho się zaśmiałam na jej groźbę.
- Na pewno.
- Nie wierzysz w nas? - Udała urażoną.
- No pewnie, że wierzę - zaśmiałam się, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Jeszcze ta pewność siebie was zgubi - prychnęła, jednak wiedziałam, że ona sobie tylko żartuje.
   W tym momencie mimo wszystko co dzisiaj się wydarzyło, byłam szczęśliwa. Nie chodziło tutaj o zwycięstwo, a wszystko co mam. Zacka, Brooklyn. Zapomniałam nawet o wojnie. Cieszyłam się tym co dzieje się teraz i byłam ciekawa co przyniesie kolejny dzień.
xx
była dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuga przerwa, ale wróciłam z dłuuuuuuuuuuuuuugim rozdziałem! :D
mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, a rozdział jest okay. ^^ co o tym wszystkim myślicie? 
wgl chciałam rozdział już napisać w zeszył tygodniu, ale jakoś nie miałam siły. później wyjechałam. a przez ten weekend nie miałam zbyt wiele czasu. 
mam nadzieję, że następny rozdział uda mi się szybciej napisać. mam pomysły, ale gorzej jest z chęcią. ostatnio niezłego lenia dostałam. XD 
pozdrawiam xx 

3 komentarze:

  1. Ojej, już jestem. Miałam masę roboty z nauką, ale udało mi się wpaść do Ciebie ;)
    Słodko ze Zack siedział przy Louise jak byla w punkcie medycznym. Jak trzymał ją za rękę, to aż zrobiło mi się miło. ;)
    Zdziwiłam się, że Louise wyznała w zasadzie swoje uczucia do Zacka. Najpierw powiedziała mu, że go lubi, a potem, że chce go pocałować. Jednak nie dziwię się jej, ze kiedy Zack przybliżał swoją twarz do jej, uciekła. Oczywiście że się boi, też bym taka była na jej miejscu. Luke ją zranił i nie ma pewności, że Zack nie zrobi tego ponownie. Owszem, obiecuje jej, że jej nie zrani i Brooklyn mówi też, że on tego nie zrobi (ciekawe skąd ona to wie? :D), ale nigdy nie ma pewności. Trzeba po prostu zaufać, a do tego Louise właśnie potrzebuje czasu.
    Fajnie, że wygrała! <3
    I szkoda, ze Martin ciągle oddala się od Louise.
    Ale dlaczego Michael pozwolił Louise wygrać? To będzie miało jakieś znaczenie, prawda?
    Pozdrawiam! :* Dużo weny życzę i wolnego czasu! :*
    zapraszam do siebie, bo dodałam nowy rozdział: http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały na raz i jestem bardzo ciekawa, co dalej. Mnie, tak jak w komentarzu wcześniej ciekawi dlaczego Michael pozwolił Louise wygrać. Szczerze cieszę się, że Martin i Louise nie są już przyjaciółmi, bo teraz dziewczyna może zająć się Zackiem. Czekam na next chapter i na pocaunek.
    Ps. Świetnie piszesz
    pozawzrokiem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń